Opowieść o Kapitanie Bonsai i Księżniczce Z cz.1

  • Rozpoczynający wątek **** Ż ****
  • Data rozpoczęcia

DeletedUser

Gość
Gość
Opowieść o Kapitanie Bonsai i Księżniczce Z
Opowiadanie z naciskiem komediowym, w sumie moje pierwsze na łamach tego forum :D
Aż 2 dni pisania mi zajęło, do tego trzeba mieć jednak głowę, więcej nie pisze, wole rymowanki
Nie szukajcie lepiej literówek itd, traktujcie to opowiadanie z przymrużeniem oka :) mam nadzieję, że pojawi się uśmiech na waszych twarzach :) Miłego czytania
═════════════════════════════════
Opowiem wam historię bardzo starą
Mam nadzieję, iż nie skończy się to nocną marą
Gdyż wszystko co piękne zostało zapisane
I wam kowboje zostanie to teraz przekazane


I * Z * powiedziała: Niech stanie się opowieść. I stała się opowieść
I * Z * widziała, że to było dobre, bardzo dobre
Nastał wieczór i poranek, dzień pierwszy


Ale jednak będzie to dzień drugi
Bo tak jak i w grze, są tu same bugi

Oto dzieje pewnego mężczyzny i kobiety
Gdzieś za górami i piachami, żył sobie Kapitan Bonsai, mężny, potężny, wielki mężczyzna z herbem drzewka doniczkowego.
Był niezwykły, miał bicepsy jak melony i choć nie wiedział co to balony – był on obdarzony doskonałym zmysłem przetrwania.
Choć często miał pecha, to jego waleczność i męstwo było wielkie. Nie bał się niczego i nikogo.
W wolnym czasie inspirował się Dragon Ballem, kultowym serialem, dało mu to wiele pomysłów na okiełznanie mocy i udoskonalenie własnej wewnętrznie uśpionej siły.
Wypracował w sobie straszliwą determinację, która uczyniła z niego dosłownie mocarza.
Jego pasją było ubijanie crittersów, rozkręcanie różnego typu badziewia na części pierwsze w swoim fortowym warsztacie.
Jak wiadomo, każdy kto ma herb jest tzw. szlachetnej krwi, mieszkał w cudownym Fort-drax, choć może niezbyt zmodernizowanym gdyż dach był z eternitu, tam sowy wiecznie skakały i dachówki na łeb kowbojom zrzucały.

Kapitan Bonsai był szanowany, każdy go lubił – zwłaszcza kobiety. Zawsze gdy wracał z rynku na swoim Mustangu z workiem pełnych drzewek – kobiety piszczały niczym chomiki, tak..
Bonsai miał powodzenie, no ale mimo wszystko był sam. No i Kapitan przez to był nerwowy.
Nigdy nie wiedział jak pozbyć się ów przygnębiającej samotności, nigdy nie wolno było mu jako panu szlachetnej krwi mieszać się ze zwykłymi kowbojkami.
Bonsai znał legendy o istnieniu długowłosych księżniczek strzeżonych przez straszliwe monstra, znane mu także było, iż księżniczki są ulokowane w trudno dostępnych miejscach, za strasznymi moczarami, za pustynnymi piaskami itd..

Któregoś pięknego dnia, tego decydującego dnia, który poruszył naszego Kapitana, był nagły wzrost cen drzewek w wielobranżowym. To była tragedia, ceny skoczyły tak fatalnie, że aż Kapitan Bonsai przez to omdlał. Na rynku kowbojki go cuciły – bez skutku.
Dopiero porządny wywar z liści bardzo rzadkiej odmiany pewnego drzewka postawił Kapitana na nogi.
Bonsai wstał z czarnym stetsonem na głowie i powiedział:
・ Kochani! Albowiem ceny tak niemiłosiernie skoczyły, co też moje nerwy poruszyły, to rzucam sojusz tego miasta i wyruszam w podróż! Tak!
Kowboje obruszyli głowami, co niektórzy zaczęli się awanturować i ostrzeliwać kalibrem44, aż na czele wyszła kowbojka Kicia
・ Szlachetny Bonsai, a cóż my bez Ciebie uczynimy, bandytów ni crittersów bez Twej osoby nie rozgromimy!
Bonsai ściągnął stetson i uśmiechnął się niczym Elvis, przez co połowa kowbojek omdlała.
・ Ależ nie martw się moja pani, spójrz na tych ludzi, otóż jest ich wielu, a nie garstka, zatem postanowiłem wyjechać. Biorę urlop. Ale wrócę. Poradzicie sobie bez mojej osoby te kilka dni.
Bonsai spojrzał w niebo, zamyślił się chwilkę i dodał:
・ Wrócę gdy krach cenowy moich drzewek minie, a co najważniejsze, muszę zaliczyć pewne zadanie, w końcu już je przyjąłem i zapisałem w notatnik.
Kowbojka Kicia patrzyła z podziwem na Kapitana, nie mogła oderwać wzroku od jego olśniewająco białych zębów, kusił strasznie swymi niewinnymi ustami, a jego gesty, uśmiech i mocny basowy głos dopełniały kwintesencję tego, co tygrysice lubią najbardziej.
・ Zacny mój Bonsai, ja wiem o jakie zadanie ci chodzi, TY wyruszasz na poszukiwanie Księżniczki Z!
Bonsai powolnym ruchem wlazł na mustanga, obrócił się i rzekł:
・ Tak. A wiesz, ziemia mi o tym powiedziała, gdy omdlałem - ujrzałem gwiazdy wirujące nad moją głową, które obrały docelowy kierunek. Kiedy mnie cuciliście – miałem vizir.. Ujrzałem moczary i usłyszałem szept jakiegoś starego piernika co miał kwadratową głowę - powiedział: „destiny.. destiny is love”. Kij go wie co to znaczy, ale wiem, że to moja święta misja.
Kowbojkę Kicię chwilowo zatkało, po czym zalotnie się uśmiechnęła i powiedziała:
・ Przecież ja mogę ci Panie dać taką miłość, że...
・ Ależ nie!
Przerwał jej Bonsai zatykając palcem usta Kici.
・ Szept starego kwadratowego piernika dodał także, iż Księżniczka Z na mnie czeka, jest mi ona naznaczona. To przeznaczenie.
・ Pierdzenie! Ryknęła sfrustrowana.
Kici napłynęły łzy i zaczęła płakać, aż trzęsła się i poleciały gile, trzęsła się i łkała, dostała nawet drgawki, a potem ryczała już na całego. Na szczęście wszyscy mieli parasolki.
Kapitan Bonsai nie znał innego rozwiązania jak tylko poprosić ją o to, aby opiekowała się jego ogrodowym stawem i sadem pełnego rzadkich odmian miniaturowych drzewek. Obiecał jej wyżywienie i stancję w swoim Fort-drax.
・ Mój Panie, chociaż za to Ci dziękuję, będę opiekowała się Twym stawem i sadem, ale pamiętaj o nas, że my tęsknimy i czekamy.
・ Tak!
Zawtórowali za nią pozostałe kowbojki i kowboje.
・ Spełnij zatem swe przeznaczenie i wróć z Księżniczką Z!
・ Wrócę. A teraz wybaczcie, misja czeka. Do zobaczenia.
Odpowiedział Kapitan, truchcikiem już odchodząc z miejsca zamieszania. Kicia jednakże nie wytrzymała i z procy wywaliła w niego mega kulę niemiłosiernie trafiając w jego stetson, aż wyleciał w niebo i gdzieś w pieruny go wywiało. Kapitan odwrócił się za siebie wytrzeszczając prawe oko i sobie pomyślał:
・ To wredna jedna..

Machnął na to ręką i ruszył z workiem drzewek do swojego Fort-drax i na śmierć przez to wszystko zapomniał, że miał wyruszyć na swą świętą misję.. ech...

I * Z * widziała, że to było dobre, bardzo dobre
Nastał wieczór i poranek, dzień trzeci


Fort-drax
Bonsai nasz wyspał się jak młody Bóg. Potężny dźwięk pustego burczącego żołądka sprowadziła naszego bohatera wprost proporcjonalnie na tereny jadalni.
Gdy Kapitan posilił się smażonymi korzonkami i złapał zawiechę, wnet przez jego okno wpadł zdechły gołąb z pergaminem.
Ależ się Bonsai zdziwił. Aż z krzesła spadł zrzucając po drodze 100 kg prażonych korzonek ze stołu. W środku tubki był pergamin, Kapitan wyjął go, rozwinął i przeczytał:
„Drogi Kapitanie Bonsai. To ja - Księżniczka Z. Rzucam Ci namiary, abyś trafił do mej wieży. Czekam tam na Ciebie, niestety pilnują mnie straszliwe crittersy i inne monstra. Weź prowiant i jakiś dobry miecz czy rewolwer. Jeśli uda ci się mnie wyciągnąć z tej wieży.. będziemy razem na zawsze. Tak!
Całuję Księżniczka Z”


Kapitan nagle sobie przypomniał jaką ma misję do spełnienia
・ No tak! Przecież opuściłem sojusz i miałem wyruszyć na misję!
Kapitan wstał i do toalety powędrował. Po ogoleniu brody ubrał się w Pełną Zbroję Płytową, ale zaraz omal się nie przewrócił zrywając sto ton firanek. Zmienił w ustawieniach taktykę – włożył na siebie ultralekkie Hawajskie ciuszki, to zestaw niezwykle odporny na ciosy, z potężną siłą uderzenia i refleksem króla smoków. W końcu wykonano ją z jakiegoś ubitego wielokolorowego nawalonego ziołami smoka. Był to artefakt za 4750 bryłek, zestaw Hawaja sklejony naturalnie na +4
A żeby się dobrze ubijało każdego napotkanego potwora to do pasa przypiął dwa młoty Thora.

Kapitan Bonsai już nic innego nie potrzebował, zresztą nosząc zestaw Hawaja na +4 dawała mu taką niewyobrażalną siłę, że tynk gołymi rękoma mógł rozwalać.

Bonsai otworzył drzwi fortowe, które niechcący wyrwał z zawiasów. Zapomniał, że ma siłę smoka, przez co się zdenerwował i kopnął w nie, aż na księżyc pofrunęły.
Kapitan widząc, że jego wejście na Fort-drax stoi praktycznie otworem, toteż ze swojego sadu i stawu przyniósł gigantyczny właz, którym doskonale zatarasował wejście. Ostatnie kroki skierował po swojego wiernego Mustanga, który zawsze pasał się wolno poza Fort-drax. Nie lubił trzymać zwierząt na smyczy.
・ Sandałek! Sandaaałek! Mój rumaaaczku!
I wyskoczył radośnie piękny i czarny jak smoła Mustang, z ogromną radością dał się podrapać po bródce, dostał też smakowitego i wielgachnego biszkopta, którego ledwie przełknął.
・ Wiesz Sandałek, wyruszamy na poszukiwanie Księżniczki Z.
I cóż... Kapitan Bonsai wlazł na swojego Mustanga Sandała i w świetle księżyca ruszyli.
Noc była chłodna, ale nie za zimna, tak jak lubi nasz bohater. Kapitan dobrze przeanalizował pergamin i ruszyli wedle ich wskazówek, a gwiazdy dodatkowo wskazywały gdzie mniej więcej znajduje się cel tej podróży.
I tak jak na wizji tak i w praktyce się ostało.

Wieża
Księżniczka Z. To taki typ kobiety, nazywamy je Księżniczkami, gdyż swoją urodą, humorem i wiecznym uśmiechem niezwykle przypominają anioły w ludzkiej postaci. Księżniczki są CU-DO-WNE. Można się w nich zakochać bez pamięci.
Ciężko jest zdobyć taką Księżniczkę. Oj ciężko. Zazwyczaj one mieszkają samotnie w wysokich wieżach, przeważnie na 4 piętrze z lewej strony przedsionka. Mieszkają tam, marzą i snują o wybawicielu, który przybędzie na Mustangu i ją stamtąd zabierze. A łatwe to nie jest, oj nie jest.
Albowiem takowa wieża jest strzeżona przez potwory i inne monstra, aby żaden knypek czy inny lichy chłop nie korzystał z piękna natury i tak czystego serca jakie posiadają Księżniczki.
Dostępu do naszej Księżniczki strzeże armia crittersów, a na czele przed wieżą stoi straszliwy zajarany troll zwany Haraczeriel, potwornie niebezpieczny, który już samym gadaniem zabija.

Księżniczka Z siedzi całymi dniami w swej wieży, ciągle rzuca gołębiami, często nie trafiając w wylot okna tylko wali o ścianę, przez co masa ptactwa jest wiecznie w gipsie.
Mimo to Księżniczka Z zawsze jest w pogodnej nadziei, że kiedyś z ów rzucanych gołębi z doczepionym pergaminkiem (o ile po drodze nie zdechnie) dostanie się do jakiegoś Fortu gdzie mieszka jakiś super kowboj.
Księżniczka Z uwielbia prowadzić także gołąbki na smyczy. To jej wieeelka pasja. No i robi domki z kartonu.
Całe dnie w sumie siedzi i myśli jaką kupę kasy zarobi jak stąd wyjdzie, wszystkie domki opchnie! A na zapleczu ma zapas wina i hamburgerów. O tak..
Jej życie przebiega spokojnie, bez stresu, a jej intuicja podpowiada jej, iż lada dzień przyjdzie o nią walczyć jakiś kowboj.
Wyobraża sobie co będzie z nim robić jak już będą razem, on będzie sadził drzewka, a ona sklejać domki i razem wskoczą do basenu gdzie jakiś ich sługa - uszkowaty misiek od rana do rana będzie pompował basen.
Ale na razie... może TYLKO czekać. Czy im się uda? Zobaczymy.

I * Z * widziała, że to było dobre, bardzo dobre
Nastał wieczór i poranek, dzień czwarty


Pustkowie
Poranek, świt. Tocząca się niczym drops kropla rosy po kasztanowych liściach starego dębowego drzewca upierdliwie skapywała wprost na śpiącego Kapitana.
Bonsai tak jak zawsze, spał na swoim Mustangu, jednak kapiąca kropelka wody rozbudziła naszego bohatera.
・ Aaach! Ależ sobie pospałem! Mam nadzieję, że nie pod Sandałem. Chyba całą noc chrapałem. A ile snów miałem! Ciągle rozrabiałem! 1000 crittersów pozabijałem.

Rozciągnął Kapitan ręce na boki, napiął swe żyły, podniósł do góry ręce i ryknął po chwili potężnym ziewnięciem, aż wszystkie ptaki się posrały.
Kapitan pomyślał, że czas rozpalić jakieś ognicho i zaliczyć jakieś wspólne śniadanie ze swym Mustangiem.
Spojrzał na gigantyczne dębowe drzewo pod którym spali, podszedł pod nie, objął je ramionami, ruszył w prawo lewo i zaczął je wyrywać wraz z korzeniami.
Sandałowi aż żuchwa opadła na widok naszego bohatera, który bez wysiłku rwał gigantyczne drzewo.
Kapitan miał siłę smoka, był to czar zaklęty w runach wypisanych w jego pięknej hawajskiej spódnicy.
・ Młoty Thoraaaaa! Łupcie na kawałki!
Krzyknął, po czym w tańcu fruwających drzazg drewno wpadło wprost pod stos. Kapitan przyklęknął obok stosiku drewna i celowo zaczął pstrykać palcami, aż posypało się iskrami.
・ Widzisz Sandał? To się nazywa Tutting, taniec palców. To ze sztuki starożytnego Egiptu. Skupia się głównie na ramionach i dłoniach, ja natomiast opanowałem to tak perfekcyjnie, że palcami wzniecam ogień w każdym miejscu i w każdym czasie.
Mustang słuchając tak swojego pana wyciągnął swoje stopy i rozgrzewał swe podkowy przy ciepłym ogienku. Bonsai w końcu wstał i polazł gdzieś - odcedzić jakieś kartofelki.
Po załatwieniu sprawy w drodze powrotnej znalazł 5kg boczniaków. Zerwał też kilka krzewów mięty, które praktycznie wszędzie tu dziko one rosły.

Sandał przyglądał się i ślinił strasznie na widok przyrządzanego jadła swego pana: rozrywając korę młodych brzóz ściągnął on wodę do rondla i postawił go na prowizorycznym mocowaniu z patyków w celu ogrzania zawartości.
Potem poobdzierał łodygi mięty z ich liści, wyczyścił z brudków i wrzucił do rondelka. Po paru minutach napar był już gotowy.
Przelał do 2 dużych kubków. Potem znów wlał kolejną uncję wody do rondelka, wrzucił porozrywane na mniejsze części boczniaki i czekał, aż się zagotują.
Jak już zaczęły bić mocne bąbelki, a grzyby podskakiwały - śniadanie było już gotowe.
・ No koniku, masz połowę porcji, a tu masz napar. Wcinaj!
・ Mihaha! Uszczęśliwił się koniczek.
・ Na zdrowie mój wierny rumaczku. Musimy dobrze pojeść, czeka nas ciężka przeprawa.
・ Mihaha?
・ Tak, łatwo nie będzie. Otóż to z moich danych wynika, iż zbliżamy się na tereny zielonych moczar, nie bez kitu nazwana "Zieloną Tytoniową Śmiercią"
Panuje tam dziwna aura, tak silnie zadymiona fosforyzująca śmierdząca mgła iż prawie każdy od razu dostaje raka nóg, nie wiadomo, gdzie iść nawet. Wielu tam zmarło
・ Mihaha!!!
・ Nie bój się koniku, my przynajmniej mamy niezawodny GPS - nowoczesny kompas. Zdziwiony? Ja też hehe, widzisz, technika strasznie się zmienia, wczoraj walczyłeś dzidami, a jutro walisz już karabinami.

I tak nasi bohaterowie spakowali się, wór pełny gratów ulokował na grzbiecie Mustanga i ruszyli na "Zieloną Tytoniową Śmierć" ku szczytnej misji wyzwolenia naszej Księżniczki.

Wieża
Ależ tu panuje głucha cisza. Czemu? A no tak... Księżniczka leży nago w swoim wielkim pięknym łożu, śpi jak zabita, w pierwszej ręce trzyma pusty bukłak po winie, a w drugiej pół niedojedzonego hamburgera.
W końcu przez okno wleciał jakiś wróbelek i coś tam zaćwierkał.
Księżniczka wnet się przebudziła i wróbelka szachownicą zdzieliła.
・ Aaach, miałam taki piękny romantyczny sen ach!
Rozmarzyła się księżniczka i po 15 minutach wstała. Założyła papuchy z zielonej ropuchy i ubrała się w piękna białą suknię, założyła diadem i umyła ząbki.
・ Aaach, jaka ja jestem śliczna, aż nie mogę się samej sobie napatrzeć ach och uch!
I tak godzinami Księżniczka wzdychała. Aż w końcu zgłodniała. W trzech podskokach dopadła swój ulubiony hamburger i w kolejnych trzech skierowała się po wielki bukłak wina, finalnie w ostatnich trzech podskokach poleciała z gotowym prowiantem na swoją ulubiona kanapę. Zaczęła kleić następny dom z kartonu.
I tak jej pięknie dzień zleciał. W oczekiwaniu na wybawienie z tej przeklętej wieży, marzyła o zmianie tego miejsca, aby się przeprowadzić gdzieś indziej bo tu za ciasno się zrobiło, nigdzie miejsca już nie było, wszędzie parę kroczków się robiło. Ileż można tak podskakiwać - myślała o tym ciągle, że to już jest irytujące.

cdn..
 

DeletedUser

Gość
Gość
Opowieść o Kapitanie Bonsai i Księżniczce Z cz.2

I * Z * widziała, że to było dobre, bardzo dobre
Nastał wieczór i poranek, dzień piąty


Zielona Tytoniowa Śmierć
Mech stawał się coraz większy i coraz bardziej gęsty, porastał już nie tylko połacie ziemi, ale też wrastał się w drzewa i skały.
Bonsai z rumakiem opornie przebijali się przez gęstwinę bagnisk.
Moczary były straszne, każdy nieostrożny krok mógł skończyć się rakiem nóg, a to przyniosłoby całkowitą klęskę. A waliło! Strasznie, jakimiś starymi serami,
Wszędzie dym duszący zmieszany z tym całym tytoniem.
・ Sandał, pamiętaj iż błędne są wszelkie ścieżki bo oczy nasze nie widzą tego co widzi mój GPS. Trzymaj się więc blisko mnie.
Mgła byłaby oznaką zwyczajnego syndromu pogody, gdyby nie fakt, że to była mgła zaklęta.
Coraz bardziej była dokuczliwa, konstruktywnie mieszała kierunki.
W końcu doszli do punktu granicznego, w miejscu gdzie mgła biała zmieniła swój kolor na zielony. Silnie fosforyzująca, ciężkie siarkowe powietrze, coraz mniej tlenu coraz więcej zbuków. Wszędzie roiło się od skaczących żab i pająków.
・ Stop Sandał. To jest to miejsce. Wkraczamy za chwilę na kulminacyjny teren. Tu przeleje się krew. Chyba.
Kapitan wyjął swoje dwa młoty Thora i w szykowny sposób wykonał na nich taneczny gest, skrzyżował finalnie młoty do piersi niczym Drizzt Do Urden. Skupił się ogromnie, aż mu żyły wyszły z szyi i jedna taka większa na czole.
Kapitan Bonsai nasłuchuje:
Jakiś wróbel przeleciał i zrobił wielką zieloną i zmutowaną kupę na bucik Kapitana.
Aż się Sandał z wrażenia przewrócił.
・ Jasny gwint!!! Mój nowy but!!!
Krzyczał wniebogłosy Kapitan. Wytarł buta o mech rozmazując sprawę jeszcze gorzej i ładnie już wkurzony podleciał pod wielgachne drzewo i zasadził w nie mega kopa wyrywając przy okazji w kosmos 175 ton gruntu.
Siła kopa była tak potężna, że omal Sandał w pieruny nie wyfrunął do góry, na szczęście Bonsai w porę złapał Sandała za nogę.
Cała mgła i ten jajkowy smród niczym cyklon łącznie z mchem też powyrywało w niebiosa.
Jak już wściekły Kapitan przestał wytrzeszczać oczy i zaciskać pięść obrócił się i zobaczył widok jakby po atomówce teren rozjechało.
・ ... Musze uważać na swoją siłę.. mruknął do siebie. Za dużo się Dragon Balla naoglądałem i czasami.. przesadzam..
・ Przepraszam cię Sandał.
Po czym Kapitan Bonsai pogłaskał rumaka i z wora wyciągnął wielkiego biszkopta, karmiąc swojego towarzysza drogi.
Sandał prawie się zapchał, ledwie przełknął tego biszkopta toteż Kapitan wyciągnął fiolkę z zachowanym jeszcze naparem miętowym.
・ Pij pij. Jest już widzę znowu ciemno, za długo to wszystko trwało.
Szybko zorientował się także, że są już na wylocie z tych moczar. Praktycznie wyłania się piękna zielona dolina, w oddali było już widać zarys wieży, prawdopodobnie to ta, w której jest uwieziona Księżniczka.
Bohater także zauważył, że w tej dolinie turla się masa crittersów, zatem szykowała się walka.
・ Pozostań na miejscu Sandał, idę wyrównać teren.
・ Mihaha!
Mustang ciesząc się, że ma parę chwil dla siebie oddalił się w bezpieczne miejsce.
Wreszcie uśmiechnięty Kapitan wyciągnął swoje młoty Thora i ruszył wprost do Doliny (Muminków)

Dolina (Muminków)
Rozgorzał się wrzask i pisk crittersów, szaleństwo sięgnęło zenitu tej nocy. Dziesiątki stworów leciało jak lokomotywa na jednego rosłego mężczyznę, który w blasku księżyca wyglądał jak demon. Uśmiechnięty i skoncentrowany podziwiał jakieś rzadkie drzewko, które przypadkiem znalazł po drodze.
Crittersy knąbrne, włochate z olbrzymią ilością ostrych zębów o wyglądzie zmutowanych jeży - piszczały i darły się, który dostanie swój kawałek kowboja na przekąskę.
Pierwszy critters ze śliniącą się szczęką leciał na piszczel bohatera i zaraz się bardzo zdziwił jak szybkim kopnięciem Kapitan posłał go na księżyc. Drugiego wbił młotem w ziemię, trzeciego błyskawicznie przylutował, czwartego dźgnął, piątego zmiażdżył, z szóstego zrobił szaszłyk, siódmego zmasakrował, ósmego wsadził w pysk dziewiątego aby finalnie nim zdzielić dziesiątego. I tak dalej.
Crittersy jeden po drugim dostawały w trąbę. W końcu poirytowane zmasowanym atakiem ruszyły ponownie. Kapitan nie myśląc wiele, uderzył młotami w glebę.
Fala uderzeniowa wnet pozbawiła crittersy pełnego owłosienia.
Wszędzie było czuć zapach mokrego psa al'a Kobold, crittersy po prostu śmierdziały.
No i się zaczęło. Prawdziwy młyn. Wszędzie fruwały zęby, futra i kończyny.
Kapitan nie miał trudności z zabijaniem, był do tego stworzony. Miał talent w sztuce przetrwania, zwłaszcza w tak decydujących momentach jak ta.

I tak wreszcie po paru godzinach Kapitan przestał machać młotami Thora. Kiedy opadły na ziemię ostatnie zębiska crittersów, walka dobiegła końca. Kapitan spocił się strasznie, aż usiadł na wielkiej górce ubitych crittersów.
・ Ech.. i znowu muszę prać swój Hawajski zestaw. Głupie stwory.. Nigdy się nie nauczą!
Po czym wstał, po nodze się podrapał i głośno krzyknął:
・ Saaandał! Saaandał! Droga czysta!
Po chwili podbiegł rumak. Ale oczy Sandał wywalił na widok pola walki.
Bonsai zgłodniał. Rozejrzał się i wybrał 4 mięsiste crittersy. Postanowił zrobić z nich kolację. Zerwał z nich resztki owłosienia, wypatroszył, pociachał na kawałki i nabił je na długiego badyla. Rozpalił ogień i zaczął je opiekać całkiem jak na rożnie.
・ To się nazywa szaszłyk "a'la Critters". Kaman, siadaj!
Uśmiechnął się Kapitan do rumaczka. Sandał usiadł przy ogienku i jak zwykle wystawił stopy, ogrzewał swe podkowy i wraz ze swoim panem jedli szaszłyki.
・ Nie ma to jak pieczony critters hehe. Wiesz co ci powiem? Uwielbiam takie chwile, ognisko, księżyc, pieczone mięso i ta cisza.. ach..
Bonsai przeżuwał kęs łykowatego pieczonego mięsa i w końcu zauważył, że tam w wieży na samym szczycie migocze światło.
Gdy tak jadł, rozmyślał - jaka jest ta Księżniczka Z, czy ona go zaakceptuje, czy lubi pieczone crittersy i czy jest tak piękna jak mówią legendy.
Im dłużej o tym myślał, tym bardziej czuł się zestresowany. Strasznie wstydził się Księżniczek.
Wiedział z plotek, że one dopadają takiego kowboja i robią jakieś ćwiczenia, coś powiązane ze sztangami wygimasami itd. Kapitan myślał o najgorszym...
Mimo stresu pragnął poślubić Księżniczkę i żyć jak każdy inny kowboj, mieć po prostu u swego boku żonę.
Nasz Bonsai był po prostu zielony jeśli chodzi o kobiety. Choć miał swój urok i potrafił poruszyć serca kowbojek to nigdy w żadnej się nie zakochał.
・ Poznać i zrozumieć świat.. - Pomyślał sobie Bonsai.
I tak najedzeni i napojeni poszli spać. Ogień przyjemnie grzał, a księżyc był wysoko na niebie i choć wszędzie były martwe crittersy, noc ta była naprawdę wspaniałą nagrodą w postaci totalnej ciszy i spokoju.

Wieża
A cóż tam u naszej Księżniczki Z?
A no nawet ona nie słyszała wrzasków i łomotu na polu walki, jaka się odbyła.
Pół nocy prześpiewała karaoke, darła się na 100 decybeli, aż wszystkie gołębie pozdychały.
Gdy opadła z sił wzięła bukłak, hamburgera i nastąpiło omdlenie, tak zasnęła z jedzeniem w rękach.
・ Nic z tego nie będzie.. - wymruczała przez sen.
A miało być tak pięknie, klejenie tysięcznego już domku - tysięczny raz już nie wyszło.
Jedyną pozytywną kwestią w tej sprawie jest fakt, że jej wybranek jest tuż-tuż. Tak blisko do spełnienia ich wspólnych marzeń...

I * Z * widziała, że to było dobre, bardzo dobre
Nastał wieczór i poranek, dzień szósty


Dolina (Muminków)
Ranek. Bonsai wstał i po nodze się podrapał. Oczywiście nie po swojej tylko Sandała. Nasz bohater myślał, że jest u siebie we Fort-drax co też wlazł w krzaki i po omacku na śpiącego szukał kranu.
W końcu się ocknął i zorientował gdzie jest. Rozejrzał się. Ileż tu trupów leżało, kupa martwych crittersów.
Zauważył też, iż praktycznie mają jakieś dwie godziny drogi do wieży.
・ Sandał! Pakujemy manatki, wyruszamy za chwilę.
・ Uch.. hrap.. hrap.. Mihaha...
Sandał piekielnie się nie wyspał, jeszcze miał podbite oko, gdyż jego pan miał fatalne sny, całą noc we śnie ciągle się z kimś szarpał, przez co Mustanga trochę niechcący poobijał.
・ Tak mój rumaczku. Ruszamy. Nie obijamy się! Nie śpimy! Ruchy ruchy!
Ruszyli. Kapitan chwycił wór z manatkami i wraz z Sandałem poszli w stronę wieży.
Przed wieżą była piękna połać roślinności, wszędzie pszczółki i bączki fruwały, były tu arcyrzadkie drzewka, także kwiaty i róże, dalie, a nawet i konwalie! Było tu naprawdę pięknie.

Niestety wszystko się popsuło, bo wylazło coś z pobliskiej groty, coś wielkiego i nagiego. Oto straszliwy troll Haraczeriel Zajarany, monstrum, co już samym gadaniem zabija.
・ A więc witaj śmiertelniku. Przybyłeś po Księżniczkę Z co? Zacny kowboju?
・ Tak jest Haraczeriel Zajarany i przejdź proszę tam w krzaczki w lewo bo naprawdę mi się spieszy.
・ Nie ma lekko kowboju i jak na kowboja przystało - krwi wymagam!
・ No dobra.
Kapitan wyciągnął jakąś krwistą kaszankę i rzucił pod nogi Haraczeriela Zajaranego
・ Noł problem! - Uśmiechnął sie Bonsai.
Haraczeriel wybałuszył oko i po namyśle wrócił do poprzedniego wątku.
・ Krwi wymagam! Twojej krwi! - Ryknął.
・ Nigdy jej nie dostaniesz i lepiej odejdź, ze mną se nie poradzisz. Uśmiechnął się Bonsai.
・ Taki pewny? Trollowałem tę księżniczkę 31 lat, odkąd się urodziła zabrałem jej misia, tak ją wypielegnowałem, że po prostu do wieży ją wpakowałem. NIE POZWOLĘ aby taka sardynka jak ty odebrała mi moją ofiarę losu.
・ HOLA! Jaka sardynka! Czy ja noszę na sobie pełna zbroję płytową? NIE. Mam tu na sobie ultralekkie Hawajskie ciuszki sklejone na +4.
Kapitan obrócił się w owej spódnicy hawajskiej w lewo prawo, objął się za biodra i powiedział:
・ I co ty na to Haraczeriel Zajarany, 4750 bryłek na to poszło za sztukę, sklejone na +4
Haraczeriel Zajarany chwilowo oniemiał, aż mu oczy z orbit wyszły.
・ O w morde kokodżambo! Żartujesz! Oryginalne?
・ Jeszcze jak! Ja nigdy nie kłamię. Zaraz ci pokaże jak wyrywam drzewo.
Bonsai podszedł do jakiejś rzadkiej odmiany jabłonki która rodziła jabłka Pampilio, chwycił dwoma rękoma i bez problemu wyrwał je z ziemi.
・ Moje jabłka!!! - Przeraził się Haraczeriel Zajarany - Zostaw moje drzewa!!!
・ No dobra..
Bonsai wziął zamach i jak z katapulty wywalił to drzewo w siną dal. Dziwił się też czemu tak łzy lecą Haraczerielowi Zajaranemu, który się tak patrzył w dal jakby coś stracił ważnego.
・ Może byś się tak przestał mazać. Trolle nie płaczą - Bąknął Kapitan. Ruszam po Księżniczkę i zrozum mnie, to moje „destiny is love”. Chcę ją poślubić i jeśli się przeciwstawisz to wyrwę ci wszystkie drzewka.
・ NIE! Tylko nie moje drzewka! - Przeraził się Haraczeriel.
・ Zatem przepuść mnie, me intencje są czyste, jestem szczerym kowbojem, jestem w końcu Kapitan Bonsai, tylko ślub mi w głowie.
Haraczeriel Zajarany wyraźnie się zmieszał. Patrzył to raz na Kapitana, a raz na swoje drzewka. Zrozumiał, że jest na przegranej pozycji.
Uniósł swe ręce ku niebu i rzekł:
・ Zatem podjąłem decyzję. Zabierzesz Księżniczkę, ale zabierzesz też i mnie! Nie będę tu sam jak palec tkwił, też mam swoje marzenia. Żądam stancji we Fort-drax na zapleczu ogrodowym.
Kapitana trochę zatkało, a Sandała powykręcało. Haraczeriel Zajarany miałby zamieszkać we Fort-drax? To niedorzeczne! Każdy by tak pomyślał.
・ Taki mój warunek, zabierz mnie, a będę tam łaził po twych ogrodach i sadził arcyrzadkie drzewka i wylegiwał się nago nad stawem.
・ Ależ ci do głowy pomysł strzelił! Wybąkał Kapitan - Wszystkie żaby mi wystraszysz!
Kapitan umilkł. Myśli i myśli, aż mu żyłka na czole wyszła. Zapytał się nawet Sandała co by to było gdyby go zabrał. Dać mu szanse? A jak zacznie trollować? Pomyślał także, że mimo wszystko Haraczeriel Zajarany ma pasję do drzewek, lubi kwiaty i drzewka. Jedyna wada to tylko to, że za dużo kłapie farmazonów. Trzeba mu dać bana na gadanie i będzie po sprawie.
・ Dobra, zgadzam sie Haraczeriel Zajarany, pokaż mi język
??? Po co, zaczynasz mnie wnerwiać kowboju.
・ Dawaj jęzora, wystaw go.
I wystawił Haraczeriel Zajarany jęzora.
Ni stąd i zowąd Kapitan wyjął coś ostrego - CIACH! I jęzor odpadł.
・ ło gaga o majgaaaada!!!! - Darł sie Haraczeriel.
・ Oto mój wyrok Haraczeriel Zajarany - zostałeś właśnie zbanowany. Od tej pory w milczeniu będziesz trwał - ale za to ogródek będziesz miał.
・ NEEEEEEEEEEE!!!
Haraczeriel Zajarany wydarł się przeponą, że aż terenem zatrzęsło i to tak potężnie, że się wieża zawaliła.
・ AAA!!! Moja Księżniczka!
Wydarł się Kapitan i wyrwał chyba z kilogram swych włosów z głowy.
・ Ne ta weza, to fejk weza, jest w innej wezy - wykrztusił Haraczeriel ledwie słyszalnym zdaniem - hokus pokus mega rozkrokus!
Coś zaiskrzyło, coś zazgrzytało i jak magiczna zasłona, spadając okazała właściwą i prawdziwą wieżę z Księżniczką Z.
Oto wieża, dokonany cel podróży. Kapitan z lśniącymi oczyma wpatruje się w okiennice, aż wyjdzie Księżniczka Z.

I * Z * widziała, że to było dobre, bardzo dobre
Nastał wieczór i poranek, dzień siódmy - dzień odpoczynku"


Finał
Księżniczka Z obudziła się. Zrzuciła resztki okruszków z hamburgera, które zjadła w trakcie snu. Solidnie się rozciągnęła na łożu, aż jej coś w kręgosłupie chrupnęło.
Rękoma złapała się za główkę bo o 1 bukłak wina za dużo wczoraj poszedł, no i kapnęła się, że coś dzieje się za oknem.
Księżniczka była naga, bo dopiero co wstała, mimo to ciekawość była silniejsza i podeszła do okna zobaczyć co się dzieje:
I On ujrzał Ją :p
A Ona ujrzała Jego :confused:
Oto „destiny is love”. Odwieczne marzenie spełniło się.

Księżniczka Z za chiny nie spodziewała się, że akurat za oknem będzie jej wybranek. Ależ jej głupio było! Naga stanęła w oknie, a tam akurat Kapitan Bonsai stał! Gorzej być nie mogło. Strasznie się czerwona zrobiła, maksymalnie zburaczała i spierdzieliła prędko do łazienki przewracając po drodze stos mebli.

Kapitan Bonsai oniemiał. W życiu nie widział tak pięknej Księżniczki, w dodatku nagiej. Ależ mu głupio było! Totalnie go zatkało, aż nie wiedział co teraz zrobić.
Kapitan podszedł do drzwi, przekręcił klucz i wszedł. Od razu poczuł zapach hamburgerów. Od razu zgłodniał. Idzie po kręconych schodach żółwim kroczkiem, słyszy jak Księżniczka lata w tę i z powrotem - jak opętana, po swoim apartamencie na górze.
Wreszcie dolazł na szczyt wieży. Patrzy na wielkie dębowe długo ważone drzwi. Klucz który w nich tkwił, aż się prosił o przekręcenie.
・ No to przekręcam ten klucz.. - otworzył powoli drzwi.. patrzy..

I oto stoi przed nim Księżniczka, piękna jak nimfa, słodka jak cukierek w najskromniejszej miniówce świata.
・ Ekhm.. Księżniczko.. to Ty?
・ Tak.. To ja..
Kapitanowi wyszły oczy z wrażenia, a jak mu się źrenice powiększyły! Hoho!
・ Szukałem Ciebie ukochana, szukałem cię w mych snach, aż Cię tutaj odnalazłem! Teraz..
・ Tak mój Kapitanie.. - Odpowiedziała
Bonsai nagle przestał gadać, coś w niego wstąpiło i zaśpiewał najpiękniej jak potrafił:

"Patrzysz się na mnie tym cudnym wzrokiem
Zakrywasz swą twarz tym złotym lokiem
Podziwiam twe usta różowe i smukłe
I słyszę Twe słowa ciche i smutne
Nie wiem oj nie wiem.."


Księżniczce Z od razu wpadła w ucho ów piosenka, rzuciła się na Kapitana Bonsai i pocałowała go.
Bonsai aż stracił równowagę i się wywalił z roztargnienia wraz z Księżniczką prosto na tapczan. Wspólnie razem zrobili solidne "stuk" główkami, aż im się wielkie oczka zrobiły. Byli teraz już szczerze w sobie zakochani. Byli dla siebie stworzeni. Bonsai i Księżniczka Z.
Z czystym sumieniem można napisać, że dogonili wspólne marzenia.

Co było dalej cz.1
Nasz Kapitan powrócił na swoje ziemie wraz z Księżniczką Z, rumakiem i Haraczerielem Zajaranym.
Kowboje początkowo przerazili się na widok Haraczeriela, darli się, że będzie ich prześladował i trollował.
Już coś zaczął bełkotać Haraczeriel ale szybko wszyscy połapali się, że ma bana na gadanie i od razu każdy spuścił z tonu.
Kowboje oznajmili także Kapitanowi iż krach cenowy jego ulubionych drzewek ustąpił - dostał dożywotnią zniżkę na swoje ulubione drzewka.
Bohaterów przywitała też kowbojka Kicia, od razu na kolana wskoczyła Kapitanowi, aż Księżniczka zrobiła się purpurowa z zazdrości. Zaraz ściągnęła ją za ucho i paluchem pokazała - nonono.

Co było dalej cz.2
I tak nasi bohaterowie pożenili się. Doczekali się potomstwa, Kapitan nadał synkowi imię Light, jako symbol światła, aby synek wyrósł na mężnego bohatera niosącym ludziom światło na lepsze jutro.
Mieli też córeczkę. Księżniczka Z nadała jej imię Love - zwiastun miłości i piękności. Dzieci bawiły się wraz z Sandałem, a Haraczeriel Zajarany stał czujnie na straży w milczeniu i w pokucie za złą przeszłość. Pilnował dobytku i szczęścia Kapitana Bonsai i Księżniczki Z. Nasadził tonę drzewek, którymi czule się opiekował, odnalazł spokój w duchu i mimo bana zaczął doceniać każdą chwilę swego życia.
I wszyscy żyli dłuuugo i szczęśliwie.

I tak oto drogi czytelniku kończy się ta opowieść, solidnie już przesypana piaskiem dzikiego zachodu, lecz to co było dobre zostało zapisane i wam - przekazane.

THE END **** Ż ****
 
Właśnie przeczytałem, no trochę mi to zajęło :rolleyes: , a że dostrzegłem kątem oka swą skromną osobę, to nie mogłem tego nie przeczytać od dechy do dechy :D . To byłoby nie w porządku gdybym się nie wypowiedział tutaj! W końcu musiałem to przeczytać aby wiedzieć, czy Ty mnie tam przypadkiem nie obrażasz gdzieś :D . "Mówiąc" serio, zupełnie mnie tym zaskoczyłaś, aż się zarumieniłem i trochę w zakłopotanie mnie wprawiłaś :oops: . Fakt, mówiłaś coś o opowiadaniu, nawet, że się tam być może przewinę, ale, że zrobiłaś ze mnie głównego bohatera - obok Ciebie, to tego nie przewidziałem :oops: :D . Nie przepadam być w centrum uwagi ale to urocze co zrobiłaś, hah, bez ściemy :p :rolleyes: . Powiem szczerze masz wyobraźnie i do tego fajnie Ci to wyszło, takie fantasy wymieszane ze współczesnością, pisane luźnym językiem i co ważne, nie jest drętwo ;d . Ostrzegam, może nie jestem obiektywny, ze względu na to iż jestem tam, w końcu jak by nie patrzeć, znaczącym bohaterem z krwi i kości - mimo kilku mankamentów, ale kto ich nie ma :DDD .
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kiedy tak piszesz o tym zacnym kowboju, to widzę siebie z tego filmu:
High Plains Drifter (Mściciel) - (1973) z niepokonanym i nie do zdarcia Clintem Eastwoodem:
I o to i ja, wjeżdżam tam na Sandale [koniku z Twojej opowieści] do Doliny (Muminków) [filmowego miasta Lago]. Oooo tak, Clint stworzył tu ideał prawdziwego mężczyzny z krwi i kości, niedościgniony ideał :rolleyes::D .
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

A kiedy już pokonałem wszystkie potwory z Twej opowieści, a szczególnie tego najgorszego....
Pale Rider (Niesamowity jeździec) (1985) ponownie z niesamowitym Clintem Eastwoodem:
(szczególnie od 02:35)
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

... to czas wreszcie na sielankę i poczucie prawdziwego spokoju oraz radość z tak zakończonej opowieści, zgodnie z porzekadłem, że wszystko dobre, co się dobrze kończy, a nawet dużo bardziej niż tylko dobrze, hyhy :oops::p:D:D:D .
Unforgiven (Bez przebaczenia) (1992) i ta sielanka, z nieśmiertelnym Clintem Eastwoodem, czyt. mną: :p !
Ps. Tytuł utworu Claudia's Theme, zamieniam na * Z * Theme :rolleyes: .

THE END Cpt. Bonsai
 

DeletedUser

Gość
Gość
W sumie mnie też zaskoczyłeś tymi klipami
:D Widzę, że faktycznie wszystko przeczytałeś bo całkiem nieźle wyobraźnię Ci poruszyło co widzę po klipach z youtube, które wedle danych momentów wkleiłeś. Fajnie, że Ci się podobało. Ważne by był uśmiech na twarzy, taki był cel :) :p
 
Zdradzasz mnie Żabciu? Nie pamiętasz już naszych wspólnych przygód? :'(

lh8QuWp.jpg
 
W sumie mnie też zaskoczyłeś tymi klipami
:D Widzę, że faktycznie wszystko przeczytałeś bo całkiem nieźle wyobraźnię Ci poruszyło co widzę po klipach z youtube, które wedle danych momentów wkleiłeś. Fajnie, że Ci się podobało. Ważne by był uśmiech na twarzy, taki był cel :) :p
Nooo, śmiesznie było :D . Aaa, tak mnie jakoś natchnęło aby w taki sposób Ci odpisać, a nie tylko banalnie, że fajne i wsio ;d . Nie dość, że - jak na moje - pasują te "klipy" sytuacyjnie do opowieści to jeszcze ta muzyka :rolleyes: , miód dla uszu ;) . Kiedyś napisz opowiadanie horror :D .
 

DeletedUser33505

Gość
Gość
brakuje tylko mnie jako mędrca który żył w domku w zielonej tytoniowej śmierci był na fazie bo rozpalił w kominku jakieś ziele i dał jeszcze bonsaiowi jakieś normalne młotki farmera z kilofem a nie jakieś słabe młoty thora hahahaha!
 
brakuje tylko mnie jako mędrca który żył w domku w zielonej tytoniowej śmierci był na fazie bo rozpalił w kominku jakieś ziele i dał jeszcze bonsaiowi jakieś normalne młotki farmera z kilofem a nie jakieś słabe młoty thora hahahaha!
Heh, spokojnie, może Żmijka weźmie się kiedyś za opowiadanie typu horror i tam się znajdziesz, a może nawet znajdziemy :DDD .
 

DeletedUser33692

Gość
Gość
Można by powiedzieć, że mamy dwóch autorów jednej opowieści,
Podoba mi się ten przekaz i nie wątpię, że będzie jego kontynuacja,:))ok_:) nic nie dodam, bo zawsze czytam między wierszami jak to niektórzy mówią.
Marzenia są po to by je realizować, a od opowieści można przejść do powieści. :p
 

DeletedUser33852

Gość
Gość
co do powieści - XDDDDDDDDDDDDDD, ale się nudzicie w życiu.
 
Do góry