O czym dzwonią szklanki?

DeletedUser31724

Gość
Gość
...chrpf ...ooo
Folter przetarł oczy i jednym ruchem ręki sięgnął do swojej sakwy... Której już nie było. Został tylko ucięty pasek, którym była przymocowana do jego czapsów.
Przeraźliwe wołanie "wy cholerni złodzieje!" w jednej sekundzie obiegło cały saloon. Folter w mgnieniu oka dobył swojego znanego już w Ontario, skąd pochodził i gdzie był ciągle rozgrzany, Schofielda i począł strzelać w butelki za plecami barmana
Dźwięk tłuczonego szkła rozległ się nie tylko na cały saloon, ale był tak głośny, że słyszał go nawet stary, łysy fryzjer w swym, oddalonym o czterdzieści jardów od strzelaniny Hair Salonie.
- Oddajcie moje pieniądze! - Krzyczał John wymachując gorącym coltem z dymiącą jeszcze lufą...
Już teraz zwrócił na siebie nieco większą uwagę, niż wówczas, gdy chrapał opity dwunastoletnim Grant'sem...
 

DeletedUser31121

Gość
Gość
- Nie myśl sobie szeryfie że kiwnę palcem za darmo tylko dlatego że kiedyś byliśmy przyjaciółmi. Już zapomniałeś że przez ciebie nie żyje mój brat Joe? Nigdy ci tego nie zapomnę! Przyjdę do twojego biura wieczorem, wtedy zobaczymy czy faktycznie leży to w moim interesie. Tymczasem lepiej zajmij się Folterem bo jeszcze kogoś zabije.

Wychodząc z saloonu zabieram jeszcze butelkę whiskey i idę przemyśleć całą tą sprawę. W mieście faktycznie dzieją się dziwne rzeczy, zdecydowałem że pomogę szeryfowi. To porządny człowiek, chociaż śmierci Joe nigdy mu nie wybaczę.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

DeletedUser

Gość
Gość
W tym samym czasie ,również wychodzę z saloonu ,wychodzę na zewnątrz i widzę...
 
W tym czasie zza rogu, wyłania się mały chłopczyk. Na sobie ma stare poncho, najprawdopodobniej po ojcu, które zwisa mu do kostek zakrywając za duże, dziurawe mokasyny.Wchodzi do saloonu.Prawie niezauważony podchodzi do barmana.
Co, chłopczyku szklankę whiskey nalać?-zaśmiał się barman.
Chłopiec nic nie odpowiedział, wyciągnął drżącą rączkę, w której trzymał kawałek papieru.Oddał ją barmanowi i z płaczem wybiegł z saloonu.

Barman rozwinął kartkę, przeczytał i powiedział do Daniela Einomeina:
Ej Daniel, chodź tu prędko

Daniel dość chwiejnym krokiem podszedł do barmana, wszkaże już wypił kilaka kolejek.

Dostałem wiadomość, że Twoja matka została postrzelona. Widziano jak Folter wybiegał z jej domu.Maluch przyniósł mi wiadomość.Nie wiem czy to prawda.
 

DeletedUser

Gość
Gość
Wyskakuję z saloonu ,rozglądam się za domem,matki widzę go. Szybkim krokiem ruszam w jego kierunku ,przed domem widzę dziwnego człowieka,korzystając z tego że mnie nie widzi zbliżam się ,wyjmuje colta i nóż ,nóż mam w lewej ,colta w prawej ręce. Rzucam nóż w kierunku tej postać ,zaś coltem celuję w miejsce ,gdzie powinno być serce.
 

DeletedUser

Gość
Gość
Napastnikiem okazuje się być dawny szeryf miasteczka Starlight, obecnie banita, przestępca i łowca nagród. Jest to człowiek wysoki, po jego wyglądzie można powiedzieć, że pomimo iż jest młody to sporo przeszedł. Pod czarnym kapeluszem skrywa swoją blond czuprynę, a jego szare oczy wskazują, że ten człowiek widział już wszystko. Na sobie ma czarny płaszcz i czarne kozaki jeździeckie, a w kaburze rozpoznać można srebrny Colt Peacemaker.

Jego zwinność i doświadczenie pozwalają uniknąć nadlatującego noża.

-Stój! Nie strzelaj! - krzyczy.

-Danielu, jestem James P. Grant. Nie przybyłem tutaj by Cię zabić, więc mnie wysłuchaj. Ta kobieta...to nie była Twoja prawdziwa matka. Tutaj są wszystkie informacje.

James wyciąga kopertę, opatrzoną sygnaturą, której od dawna nikt nie widział...
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

DeletedUser31986

Gość
Gość
Zaciekawiony otwieram szybko kopertę i wyciągam ze środka list. Jest to gruby i drogi papier co jest dziwne. Dlaczego ktoś używa drogiego papieru na zwykłe listy? Zwykle używa się go do jakichś ważnych dokumentów.
Wszystkie te myśli uciekają mi z głowy kiedy zaczynam czytać list.

"Danielu. Syneczku. Mam nadzieję, że ten list do ciebie dotarł. Pewnie brzmi to dziwnie, ale to ja jestem Twoją prawdziwą matką. Musieliśmy cię oddać pod opiekę obcej kobiety. Brzmi to strasznie, ale nie mogliśmy pozwolić żeby coś ci się stało. Twój ojciec walczył pod Gallifrey i został śmiertelnie postrzelony. Po niecałych dwóch miesiącach pobytu u Twojego dziadka od tego wydarzenia urodziłam Ciebie. Ciągle byłam załamana po śmierci Jeremiaha, a Ty przypominałeś go tak bardzo... Wybacz mi, ale nie mogłam Cię zatrzymać. Oddałam Cię pod opiekę mojej znajomej. Mam nadziej, że dobrze Cię traktowała.
Wybacz mi, że nie mogłam być z tobą w ważnych chwilach Twojego życia.

Twoja matka, Amanda.

PS: Jeżeli poczujesz się zagrożony, pamiętaj o jednym. Razem z Tobą oddałam mojej przyjaciółce na przechowanie broń po Twoim ojcu.
PPS: Pamiętaj o czyszczeniu lufy"

Po przeczytaniu wiadomości kręciło mi się w głowie. Co takiego? Broń? Poczucie zagrożenia? W razie napadu mam swojego Colta i nóż, ale strzelba?
"Twój ojciec walczył pod Gallifrey". Przynajmniej tutaj go nie okłamano.
Ciągle zdezorientowany podniósł wzrok na Granta i zadał cisnące mu się na usta pytanie...
 

DeletedUser

Gość
Gość
-Gdzie ona jest? Kim ona jest?! Czy to prawda James?! - usłyszał te pytania.

-Tak. To prawda. Nie mogę Ci zdradzić dlaczego Cię oddała. Chyba powinieneś to sam od niej usłyszeć. - odpowiedział pośpiesznie, a na końcu dodał
-Szykuj się. Jutro ruszamy. I zabierz kogoś ze sobą. Potrzebujemy rąk do pracy...ekm...strzelania, bo będziemy musieli przedostać się przez tereny Indian, a po ostatnim nakazie armii, mogą być bardzo wrogo nastawieni.

Ta odpowiedź nie pozwoliła Danielowi nawet na chwilę zawahania. Zawsze chciał przeżyć jakąś przygodę. A teraz również ma szansę poznać swoją matkę.

Odpowiedział mu jednym słowem - Dobrze!

Grant skierował swój wzrok ku szeryfowi.
-Proszę. Oto nakaz Marshalla Fitzburna z Arizony. Ta kobieta musiała zginąć. Pochowajcie ją - odparł wręczając nakaz i odwracając się na pięcie w kierunku saloonu.

Ech. Kolejna wyprawa na tereny Indian. Obym nie musiał niańczyć tego młokosa. Czy Amanda na pewno dobrze robi chcąc go odzyskać? - w myślach James'a zaczęło się kłębić coraz więcej pytań. - Czas się przespać. Jutro ruszamy, a nie sądzę by była to spokojna podróż.

James lekko chwiejnym krokiem udał się do saloonu, odpalając po drodze cygaro. Pewnie udał się na szklankę whiskey - pomyśleli inni, gdy Grant ich zostawił. Mieli chwile by się otrząsnąć po tym wydarzeniu.

Ciekawe kogo ten Daniel weźmie ze sobą. - pomyślał jeszcze James tuż przed drzwiami saloonu.
 

DeletedUser29065

Gość
Gość
Cały miesiąc w mieście nie działo się nic ciekawego, aż do wczoraj. Późnym wieczorem do miasta przybył niejaki Kris Parker. Miał długie siwe włosy, brodę i niebieskie oczy. Był wysoki i dobrze zbudowany, a jego brudne i podarte ubranie sprawiało wrażenie jakby właśnie wrócił z buszu. Podszedł do szynkwasu i poprosił Barmana o butelke whisky. Wszyscy się dziwili gdyż tajemniczy przybysz zapłacił najprawdziwszym złotem. Następnie usiadł przy wolnym stoliku i zaczął pić, aż nie był już w stanie podnieść do ust szklanki. Kris resztę nocy spędził w pobliskich krzakach.
 
- To jest najprawdziwsze złoto. - zwórcił się barman do kelnerki
- Myślisz? - odpowidziała Anna.
- Wiem coś o tym. Możesz mi nie uwierzyć, ale kilkanaście lat temu była ta wielka gorączka złota. Jeszcze jako młody chłopak marzyłem by zostać prawdziwym poszukiwaczem złota. Wraz z bratem ruszyliśmy w góry i udało nam się trochę zarobić. Podzieliliśmy złoto na trzy części, jedną wziął brat, jedną oddaliśmy dla matki, a za swoją widzisz co postawiłem... - rozejrzał się po barze. Widząc, że ostatni klienci już wyszli nalał sobie i dla Anny whiskey.
- To był ciężki dzień... Zamkniesz za mnie, chyba idę już spać...
Tak, zamknę.... Jednak dla Anny cały czas po głowie chodził Kris Parker, a w zasadzie jego złoto...
 

DeletedUser29065

Gość
Gość
O poranku Kris obudził całe miasto ćwicząc strzelanie z rewolweru. Przed południem zakupił u miejscowego tradera trochę amunicji, osiodłał konia, poprawił kapelusz i odjechał.
 
Do góry