DeletedUser
Gość
Gość
Opowieść o Kapitanie Bonsai i Księżniczce Z
Opowiadanie z naciskiem komediowym, w sumie moje pierwsze na łamach tego forum
Aż 2 dni pisania mi zajęło, do tego trzeba mieć jednak głowę, więcej nie pisze, wole rymowanki
Nie szukajcie lepiej literówek itd, traktujcie to opowiadanie z przymrużeniem oka mam nadzieję, że pojawi się uśmiech na waszych twarzach Miłego czytania
═════════════════════════════════
Opowiem wam historię bardzo starą
Mam nadzieję, iż nie skończy się to nocną marą
Gdyż wszystko co piękne zostało zapisane
I wam kowboje zostanie to teraz przekazane
I * Z * powiedziała: Niech stanie się opowieść. I stała się opowieść
I * Z * widziała, że to było dobre, bardzo dobre
Nastał wieczór i poranek, dzień pierwszy
Ale jednak będzie to dzień drugi
Bo tak jak i w grze, są tu same bugi
Oto dzieje pewnego mężczyzny i kobiety
Gdzieś za górami i piachami, żył sobie Kapitan Bonsai, mężny, potężny, wielki mężczyzna z herbem drzewka doniczkowego.
Był niezwykły, miał bicepsy jak melony i choć nie wiedział co to balony – był on obdarzony doskonałym zmysłem przetrwania.
Choć często miał pecha, to jego waleczność i męstwo było wielkie. Nie bał się niczego i nikogo.
W wolnym czasie inspirował się Dragon Ballem, kultowym serialem, dało mu to wiele pomysłów na okiełznanie mocy i udoskonalenie własnej wewnętrznie uśpionej siły.
Wypracował w sobie straszliwą determinację, która uczyniła z niego dosłownie mocarza.
Jego pasją było ubijanie crittersów, rozkręcanie różnego typu badziewia na części pierwsze w swoim fortowym warsztacie.
Jak wiadomo, każdy kto ma herb jest tzw. szlachetnej krwi, mieszkał w cudownym Fort-drax, choć może niezbyt zmodernizowanym gdyż dach był z eternitu, tam sowy wiecznie skakały i dachówki na łeb kowbojom zrzucały.
Kapitan Bonsai był szanowany, każdy go lubił – zwłaszcza kobiety. Zawsze gdy wracał z rynku na swoim Mustangu z workiem pełnych drzewek – kobiety piszczały niczym chomiki, tak..
Bonsai miał powodzenie, no ale mimo wszystko był sam. No i Kapitan przez to był nerwowy.
Nigdy nie wiedział jak pozbyć się ów przygnębiającej samotności, nigdy nie wolno było mu jako panu szlachetnej krwi mieszać się ze zwykłymi kowbojkami.
Bonsai znał legendy o istnieniu długowłosych księżniczek strzeżonych przez straszliwe monstra, znane mu także było, iż księżniczki są ulokowane w trudno dostępnych miejscach, za strasznymi moczarami, za pustynnymi piaskami itd..
Któregoś pięknego dnia, tego decydującego dnia, który poruszył naszego Kapitana, był nagły wzrost cen drzewek w wielobranżowym. To była tragedia, ceny skoczyły tak fatalnie, że aż Kapitan Bonsai przez to omdlał. Na rynku kowbojki go cuciły – bez skutku.
Dopiero porządny wywar z liści bardzo rzadkiej odmiany pewnego drzewka postawił Kapitana na nogi.
Bonsai wstał z czarnym stetsonem na głowie i powiedział:
・ Kochani! Albowiem ceny tak niemiłosiernie skoczyły, co też moje nerwy poruszyły, to rzucam sojusz tego miasta i wyruszam w podróż! Tak!
Kowboje obruszyli głowami, co niektórzy zaczęli się awanturować i ostrzeliwać kalibrem44, aż na czele wyszła kowbojka Kicia
・ Szlachetny Bonsai, a cóż my bez Ciebie uczynimy, bandytów ni crittersów bez Twej osoby nie rozgromimy!
Bonsai ściągnął stetson i uśmiechnął się niczym Elvis, przez co połowa kowbojek omdlała.
・ Ależ nie martw się moja pani, spójrz na tych ludzi, otóż jest ich wielu, a nie garstka, zatem postanowiłem wyjechać. Biorę urlop. Ale wrócę. Poradzicie sobie bez mojej osoby te kilka dni.
Bonsai spojrzał w niebo, zamyślił się chwilkę i dodał:
・ Wrócę gdy krach cenowy moich drzewek minie, a co najważniejsze, muszę zaliczyć pewne zadanie, w końcu już je przyjąłem i zapisałem w notatnik.
Kowbojka Kicia patrzyła z podziwem na Kapitana, nie mogła oderwać wzroku od jego olśniewająco białych zębów, kusił strasznie swymi niewinnymi ustami, a jego gesty, uśmiech i mocny basowy głos dopełniały kwintesencję tego, co tygrysice lubią najbardziej.
・ Zacny mój Bonsai, ja wiem o jakie zadanie ci chodzi, TY wyruszasz na poszukiwanie Księżniczki Z!
Bonsai powolnym ruchem wlazł na mustanga, obrócił się i rzekł:
・ Tak. A wiesz, ziemia mi o tym powiedziała, gdy omdlałem - ujrzałem gwiazdy wirujące nad moją głową, które obrały docelowy kierunek. Kiedy mnie cuciliście – miałem vizir.. Ujrzałem moczary i usłyszałem szept jakiegoś starego piernika co miał kwadratową głowę - powiedział: „destiny.. destiny is love”. Kij go wie co to znaczy, ale wiem, że to moja święta misja.
Kowbojkę Kicię chwilowo zatkało, po czym zalotnie się uśmiechnęła i powiedziała:
・ Przecież ja mogę ci Panie dać taką miłość, że...
・ Ależ nie!
Przerwał jej Bonsai zatykając palcem usta Kici.
・ Szept starego kwadratowego piernika dodał także, iż Księżniczka Z na mnie czeka, jest mi ona naznaczona. To przeznaczenie.
・ Pierdzenie! Ryknęła sfrustrowana.
Kici napłynęły łzy i zaczęła płakać, aż trzęsła się i poleciały gile, trzęsła się i łkała, dostała nawet drgawki, a potem ryczała już na całego. Na szczęście wszyscy mieli parasolki.
Kapitan Bonsai nie znał innego rozwiązania jak tylko poprosić ją o to, aby opiekowała się jego ogrodowym stawem i sadem pełnego rzadkich odmian miniaturowych drzewek. Obiecał jej wyżywienie i stancję w swoim Fort-drax.
・ Mój Panie, chociaż za to Ci dziękuję, będę opiekowała się Twym stawem i sadem, ale pamiętaj o nas, że my tęsknimy i czekamy.
・ Tak!
Zawtórowali za nią pozostałe kowbojki i kowboje.
・ Spełnij zatem swe przeznaczenie i wróć z Księżniczką Z!
・ Wrócę. A teraz wybaczcie, misja czeka. Do zobaczenia.
Odpowiedział Kapitan, truchcikiem już odchodząc z miejsca zamieszania. Kicia jednakże nie wytrzymała i z procy wywaliła w niego mega kulę niemiłosiernie trafiając w jego stetson, aż wyleciał w niebo i gdzieś w pieruny go wywiało. Kapitan odwrócił się za siebie wytrzeszczając prawe oko i sobie pomyślał:
・ To wredna jedna..
Machnął na to ręką i ruszył z workiem drzewek do swojego Fort-drax i na śmierć przez to wszystko zapomniał, że miał wyruszyć na swą świętą misję.. ech...
I * Z * widziała, że to było dobre, bardzo dobre
Nastał wieczór i poranek, dzień trzeci
Fort-drax
Bonsai nasz wyspał się jak młody Bóg. Potężny dźwięk pustego burczącego żołądka sprowadziła naszego bohatera wprost proporcjonalnie na tereny jadalni.
Gdy Kapitan posilił się smażonymi korzonkami i złapał zawiechę, wnet przez jego okno wpadł zdechły gołąb z pergaminem.
Ależ się Bonsai zdziwił. Aż z krzesła spadł zrzucając po drodze 100 kg prażonych korzonek ze stołu. W środku tubki był pergamin, Kapitan wyjął go, rozwinął i przeczytał:
„Drogi Kapitanie Bonsai. To ja - Księżniczka Z. Rzucam Ci namiary, abyś trafił do mej wieży. Czekam tam na Ciebie, niestety pilnują mnie straszliwe crittersy i inne monstra. Weź prowiant i jakiś dobry miecz czy rewolwer. Jeśli uda ci się mnie wyciągnąć z tej wieży.. będziemy razem na zawsze. Tak!
Całuję Księżniczka Z”
Kapitan nagle sobie przypomniał jaką ma misję do spełnienia
・ No tak! Przecież opuściłem sojusz i miałem wyruszyć na misję!
Kapitan wstał i do toalety powędrował. Po ogoleniu brody ubrał się w Pełną Zbroję Płytową, ale zaraz omal się nie przewrócił zrywając sto ton firanek. Zmienił w ustawieniach taktykę – włożył na siebie ultralekkie Hawajskie ciuszki, to zestaw niezwykle odporny na ciosy, z potężną siłą uderzenia i refleksem króla smoków. W końcu wykonano ją z jakiegoś ubitego wielokolorowego nawalonego ziołami smoka. Był to artefakt za 4750 bryłek, zestaw Hawaja sklejony naturalnie na +4
A żeby się dobrze ubijało każdego napotkanego potwora to do pasa przypiął dwa młoty Thora.
Kapitan Bonsai już nic innego nie potrzebował, zresztą nosząc zestaw Hawaja na +4 dawała mu taką niewyobrażalną siłę, że tynk gołymi rękoma mógł rozwalać.
Bonsai otworzył drzwi fortowe, które niechcący wyrwał z zawiasów. Zapomniał, że ma siłę smoka, przez co się zdenerwował i kopnął w nie, aż na księżyc pofrunęły.
Kapitan widząc, że jego wejście na Fort-drax stoi praktycznie otworem, toteż ze swojego sadu i stawu przyniósł gigantyczny właz, którym doskonale zatarasował wejście. Ostatnie kroki skierował po swojego wiernego Mustanga, który zawsze pasał się wolno poza Fort-drax. Nie lubił trzymać zwierząt na smyczy.
・ Sandałek! Sandaaałek! Mój rumaaaczku!
I wyskoczył radośnie piękny i czarny jak smoła Mustang, z ogromną radością dał się podrapać po bródce, dostał też smakowitego i wielgachnego biszkopta, którego ledwie przełknął.
・ Wiesz Sandałek, wyruszamy na poszukiwanie Księżniczki Z.
I cóż... Kapitan Bonsai wlazł na swojego Mustanga Sandała i w świetle księżyca ruszyli.
Noc była chłodna, ale nie za zimna, tak jak lubi nasz bohater. Kapitan dobrze przeanalizował pergamin i ruszyli wedle ich wskazówek, a gwiazdy dodatkowo wskazywały gdzie mniej więcej znajduje się cel tej podróży.
I tak jak na wizji tak i w praktyce się ostało.
Wieża
Księżniczka Z. To taki typ kobiety, nazywamy je Księżniczkami, gdyż swoją urodą, humorem i wiecznym uśmiechem niezwykle przypominają anioły w ludzkiej postaci. Księżniczki są CU-DO-WNE. Można się w nich zakochać bez pamięci.
Ciężko jest zdobyć taką Księżniczkę. Oj ciężko. Zazwyczaj one mieszkają samotnie w wysokich wieżach, przeważnie na 4 piętrze z lewej strony przedsionka. Mieszkają tam, marzą i snują o wybawicielu, który przybędzie na Mustangu i ją stamtąd zabierze. A łatwe to nie jest, oj nie jest.
Albowiem takowa wieża jest strzeżona przez potwory i inne monstra, aby żaden knypek czy inny lichy chłop nie korzystał z piękna natury i tak czystego serca jakie posiadają Księżniczki.
Dostępu do naszej Księżniczki strzeże armia crittersów, a na czele przed wieżą stoi straszliwy zajarany troll zwany Haraczeriel, potwornie niebezpieczny, który już samym gadaniem zabija.
Księżniczka Z siedzi całymi dniami w swej wieży, ciągle rzuca gołębiami, często nie trafiając w wylot okna tylko wali o ścianę, przez co masa ptactwa jest wiecznie w gipsie.
Mimo to Księżniczka Z zawsze jest w pogodnej nadziei, że kiedyś z ów rzucanych gołębi z doczepionym pergaminkiem (o ile po drodze nie zdechnie) dostanie się do jakiegoś Fortu gdzie mieszka jakiś super kowboj.
Księżniczka Z uwielbia prowadzić także gołąbki na smyczy. To jej wieeelka pasja. No i robi domki z kartonu.
Całe dnie w sumie siedzi i myśli jaką kupę kasy zarobi jak stąd wyjdzie, wszystkie domki opchnie! A na zapleczu ma zapas wina i hamburgerów. O tak..
Jej życie przebiega spokojnie, bez stresu, a jej intuicja podpowiada jej, iż lada dzień przyjdzie o nią walczyć jakiś kowboj.
Wyobraża sobie co będzie z nim robić jak już będą razem, on będzie sadził drzewka, a ona sklejać domki i razem wskoczą do basenu gdzie jakiś ich sługa - uszkowaty misiek od rana do rana będzie pompował basen.
Ale na razie... może TYLKO czekać. Czy im się uda? Zobaczymy.
I * Z * widziała, że to było dobre, bardzo dobre
Nastał wieczór i poranek, dzień czwarty
Pustkowie
Poranek, świt. Tocząca się niczym drops kropla rosy po kasztanowych liściach starego dębowego drzewca upierdliwie skapywała wprost na śpiącego Kapitana.
Bonsai tak jak zawsze, spał na swoim Mustangu, jednak kapiąca kropelka wody rozbudziła naszego bohatera.
・ Aaach! Ależ sobie pospałem! Mam nadzieję, że nie pod Sandałem. Chyba całą noc chrapałem. A ile snów miałem! Ciągle rozrabiałem! 1000 crittersów pozabijałem.
Rozciągnął Kapitan ręce na boki, napiął swe żyły, podniósł do góry ręce i ryknął po chwili potężnym ziewnięciem, aż wszystkie ptaki się posrały.
Kapitan pomyślał, że czas rozpalić jakieś ognicho i zaliczyć jakieś wspólne śniadanie ze swym Mustangiem.
Spojrzał na gigantyczne dębowe drzewo pod którym spali, podszedł pod nie, objął je ramionami, ruszył w prawo lewo i zaczął je wyrywać wraz z korzeniami.
Sandałowi aż żuchwa opadła na widok naszego bohatera, który bez wysiłku rwał gigantyczne drzewo.
Kapitan miał siłę smoka, był to czar zaklęty w runach wypisanych w jego pięknej hawajskiej spódnicy.
・ Młoty Thoraaaaa! Łupcie na kawałki!
Krzyknął, po czym w tańcu fruwających drzazg drewno wpadło wprost pod stos. Kapitan przyklęknął obok stosiku drewna i celowo zaczął pstrykać palcami, aż posypało się iskrami.
・ Widzisz Sandał? To się nazywa Tutting, taniec palców. To ze sztuki starożytnego Egiptu. Skupia się głównie na ramionach i dłoniach, ja natomiast opanowałem to tak perfekcyjnie, że palcami wzniecam ogień w każdym miejscu i w każdym czasie.
Mustang słuchając tak swojego pana wyciągnął swoje stopy i rozgrzewał swe podkowy przy ciepłym ogienku. Bonsai w końcu wstał i polazł gdzieś - odcedzić jakieś kartofelki.
Po załatwieniu sprawy w drodze powrotnej znalazł 5kg boczniaków. Zerwał też kilka krzewów mięty, które praktycznie wszędzie tu dziko one rosły.
Sandał przyglądał się i ślinił strasznie na widok przyrządzanego jadła swego pana: rozrywając korę młodych brzóz ściągnął on wodę do rondla i postawił go na prowizorycznym mocowaniu z patyków w celu ogrzania zawartości.
Potem poobdzierał łodygi mięty z ich liści, wyczyścił z brudków i wrzucił do rondelka. Po paru minutach napar był już gotowy.
Przelał do 2 dużych kubków. Potem znów wlał kolejną uncję wody do rondelka, wrzucił porozrywane na mniejsze części boczniaki i czekał, aż się zagotują.
Jak już zaczęły bić mocne bąbelki, a grzyby podskakiwały - śniadanie było już gotowe.
・ No koniku, masz połowę porcji, a tu masz napar. Wcinaj!
・ Mihaha! Uszczęśliwił się koniczek.
・ Na zdrowie mój wierny rumaczku. Musimy dobrze pojeść, czeka nas ciężka przeprawa.
・ Mihaha?
・ Tak, łatwo nie będzie. Otóż to z moich danych wynika, iż zbliżamy się na tereny zielonych moczar, nie bez kitu nazwana "Zieloną Tytoniową Śmiercią"
Panuje tam dziwna aura, tak silnie zadymiona fosforyzująca śmierdząca mgła iż prawie każdy od razu dostaje raka nóg, nie wiadomo, gdzie iść nawet. Wielu tam zmarło
・ Mihaha
・ Nie bój się koniku, my przynajmniej mamy niezawodny GPS - nowoczesny kompas. Zdziwiony? Ja też hehe, widzisz, technika strasznie się zmienia, wczoraj walczyłeś dzidami, a jutro walisz już karabinami.
I tak nasi bohaterowie spakowali się, wór pełny gratów ulokował na grzbiecie Mustanga i ruszyli na "Zieloną Tytoniową Śmierć" ku szczytnej misji wyzwolenia naszej Księżniczki.
Wieża
Ależ tu panuje głucha cisza. Czemu? A no tak... Księżniczka leży nago w swoim wielkim pięknym łożu, śpi jak zabita, w pierwszej ręce trzyma pusty bukłak po winie, a w drugiej pół niedojedzonego hamburgera.
W końcu przez okno wleciał jakiś wróbelek i coś tam zaćwierkał.
Księżniczka wnet się przebudziła i wróbelka szachownicą zdzieliła.
・ Aaach, miałam taki piękny romantyczny sen ach!
Rozmarzyła się księżniczka i po 15 minutach wstała. Założyła papuchy z zielonej ropuchy i ubrała się w piękna białą suknię, założyła diadem i umyła ząbki.
・ Aaach, jaka ja jestem śliczna, aż nie mogę się samej sobie napatrzeć ach och uch!
I tak godzinami Księżniczka wzdychała. Aż w końcu zgłodniała. W trzech podskokach dopadła swój ulubiony hamburger i w kolejnych trzech skierowała się po wielki bukłak wina, finalnie w ostatnich trzech podskokach poleciała z gotowym prowiantem na swoją ulubiona kanapę. Zaczęła kleić następny dom z kartonu.
I tak jej pięknie dzień zleciał. W oczekiwaniu na wybawienie z tej przeklętej wieży, marzyła o zmianie tego miejsca, aby się przeprowadzić gdzieś indziej bo tu za ciasno się zrobiło, nigdzie miejsca już nie było, wszędzie parę kroczków się robiło. Ileż można tak podskakiwać - myślała o tym ciągle, że to już jest irytujące.
cdn..
Opowiadanie z naciskiem komediowym, w sumie moje pierwsze na łamach tego forum
Aż 2 dni pisania mi zajęło, do tego trzeba mieć jednak głowę, więcej nie pisze, wole rymowanki
Nie szukajcie lepiej literówek itd, traktujcie to opowiadanie z przymrużeniem oka mam nadzieję, że pojawi się uśmiech na waszych twarzach Miłego czytania
═════════════════════════════════
Opowiem wam historię bardzo starą
Mam nadzieję, iż nie skończy się to nocną marą
Gdyż wszystko co piękne zostało zapisane
I wam kowboje zostanie to teraz przekazane
I * Z * powiedziała: Niech stanie się opowieść. I stała się opowieść
I * Z * widziała, że to było dobre, bardzo dobre
Nastał wieczór i poranek, dzień pierwszy
Ale jednak będzie to dzień drugi
Bo tak jak i w grze, są tu same bugi
Oto dzieje pewnego mężczyzny i kobiety
Gdzieś za górami i piachami, żył sobie Kapitan Bonsai, mężny, potężny, wielki mężczyzna z herbem drzewka doniczkowego.
Był niezwykły, miał bicepsy jak melony i choć nie wiedział co to balony – był on obdarzony doskonałym zmysłem przetrwania.
Choć często miał pecha, to jego waleczność i męstwo było wielkie. Nie bał się niczego i nikogo.
W wolnym czasie inspirował się Dragon Ballem, kultowym serialem, dało mu to wiele pomysłów na okiełznanie mocy i udoskonalenie własnej wewnętrznie uśpionej siły.
Wypracował w sobie straszliwą determinację, która uczyniła z niego dosłownie mocarza.
Jego pasją było ubijanie crittersów, rozkręcanie różnego typu badziewia na części pierwsze w swoim fortowym warsztacie.
Jak wiadomo, każdy kto ma herb jest tzw. szlachetnej krwi, mieszkał w cudownym Fort-drax, choć może niezbyt zmodernizowanym gdyż dach był z eternitu, tam sowy wiecznie skakały i dachówki na łeb kowbojom zrzucały.
Kapitan Bonsai był szanowany, każdy go lubił – zwłaszcza kobiety. Zawsze gdy wracał z rynku na swoim Mustangu z workiem pełnych drzewek – kobiety piszczały niczym chomiki, tak..
Bonsai miał powodzenie, no ale mimo wszystko był sam. No i Kapitan przez to był nerwowy.
Nigdy nie wiedział jak pozbyć się ów przygnębiającej samotności, nigdy nie wolno było mu jako panu szlachetnej krwi mieszać się ze zwykłymi kowbojkami.
Bonsai znał legendy o istnieniu długowłosych księżniczek strzeżonych przez straszliwe monstra, znane mu także było, iż księżniczki są ulokowane w trudno dostępnych miejscach, za strasznymi moczarami, za pustynnymi piaskami itd..
Któregoś pięknego dnia, tego decydującego dnia, który poruszył naszego Kapitana, był nagły wzrost cen drzewek w wielobranżowym. To była tragedia, ceny skoczyły tak fatalnie, że aż Kapitan Bonsai przez to omdlał. Na rynku kowbojki go cuciły – bez skutku.
Dopiero porządny wywar z liści bardzo rzadkiej odmiany pewnego drzewka postawił Kapitana na nogi.
Bonsai wstał z czarnym stetsonem na głowie i powiedział:
・ Kochani! Albowiem ceny tak niemiłosiernie skoczyły, co też moje nerwy poruszyły, to rzucam sojusz tego miasta i wyruszam w podróż! Tak!
Kowboje obruszyli głowami, co niektórzy zaczęli się awanturować i ostrzeliwać kalibrem44, aż na czele wyszła kowbojka Kicia
・ Szlachetny Bonsai, a cóż my bez Ciebie uczynimy, bandytów ni crittersów bez Twej osoby nie rozgromimy!
Bonsai ściągnął stetson i uśmiechnął się niczym Elvis, przez co połowa kowbojek omdlała.
・ Ależ nie martw się moja pani, spójrz na tych ludzi, otóż jest ich wielu, a nie garstka, zatem postanowiłem wyjechać. Biorę urlop. Ale wrócę. Poradzicie sobie bez mojej osoby te kilka dni.
Bonsai spojrzał w niebo, zamyślił się chwilkę i dodał:
・ Wrócę gdy krach cenowy moich drzewek minie, a co najważniejsze, muszę zaliczyć pewne zadanie, w końcu już je przyjąłem i zapisałem w notatnik.
Kowbojka Kicia patrzyła z podziwem na Kapitana, nie mogła oderwać wzroku od jego olśniewająco białych zębów, kusił strasznie swymi niewinnymi ustami, a jego gesty, uśmiech i mocny basowy głos dopełniały kwintesencję tego, co tygrysice lubią najbardziej.
・ Zacny mój Bonsai, ja wiem o jakie zadanie ci chodzi, TY wyruszasz na poszukiwanie Księżniczki Z!
Bonsai powolnym ruchem wlazł na mustanga, obrócił się i rzekł:
・ Tak. A wiesz, ziemia mi o tym powiedziała, gdy omdlałem - ujrzałem gwiazdy wirujące nad moją głową, które obrały docelowy kierunek. Kiedy mnie cuciliście – miałem vizir.. Ujrzałem moczary i usłyszałem szept jakiegoś starego piernika co miał kwadratową głowę - powiedział: „destiny.. destiny is love”. Kij go wie co to znaczy, ale wiem, że to moja święta misja.
Kowbojkę Kicię chwilowo zatkało, po czym zalotnie się uśmiechnęła i powiedziała:
・ Przecież ja mogę ci Panie dać taką miłość, że...
・ Ależ nie!
Przerwał jej Bonsai zatykając palcem usta Kici.
・ Szept starego kwadratowego piernika dodał także, iż Księżniczka Z na mnie czeka, jest mi ona naznaczona. To przeznaczenie.
・ Pierdzenie! Ryknęła sfrustrowana.
Kici napłynęły łzy i zaczęła płakać, aż trzęsła się i poleciały gile, trzęsła się i łkała, dostała nawet drgawki, a potem ryczała już na całego. Na szczęście wszyscy mieli parasolki.
Kapitan Bonsai nie znał innego rozwiązania jak tylko poprosić ją o to, aby opiekowała się jego ogrodowym stawem i sadem pełnego rzadkich odmian miniaturowych drzewek. Obiecał jej wyżywienie i stancję w swoim Fort-drax.
・ Mój Panie, chociaż za to Ci dziękuję, będę opiekowała się Twym stawem i sadem, ale pamiętaj o nas, że my tęsknimy i czekamy.
・ Tak!
Zawtórowali za nią pozostałe kowbojki i kowboje.
・ Spełnij zatem swe przeznaczenie i wróć z Księżniczką Z!
・ Wrócę. A teraz wybaczcie, misja czeka. Do zobaczenia.
Odpowiedział Kapitan, truchcikiem już odchodząc z miejsca zamieszania. Kicia jednakże nie wytrzymała i z procy wywaliła w niego mega kulę niemiłosiernie trafiając w jego stetson, aż wyleciał w niebo i gdzieś w pieruny go wywiało. Kapitan odwrócił się za siebie wytrzeszczając prawe oko i sobie pomyślał:
・ To wredna jedna..
Machnął na to ręką i ruszył z workiem drzewek do swojego Fort-drax i na śmierć przez to wszystko zapomniał, że miał wyruszyć na swą świętą misję.. ech...
I * Z * widziała, że to było dobre, bardzo dobre
Nastał wieczór i poranek, dzień trzeci
Fort-drax
Bonsai nasz wyspał się jak młody Bóg. Potężny dźwięk pustego burczącego żołądka sprowadziła naszego bohatera wprost proporcjonalnie na tereny jadalni.
Gdy Kapitan posilił się smażonymi korzonkami i złapał zawiechę, wnet przez jego okno wpadł zdechły gołąb z pergaminem.
Ależ się Bonsai zdziwił. Aż z krzesła spadł zrzucając po drodze 100 kg prażonych korzonek ze stołu. W środku tubki był pergamin, Kapitan wyjął go, rozwinął i przeczytał:
„Drogi Kapitanie Bonsai. To ja - Księżniczka Z. Rzucam Ci namiary, abyś trafił do mej wieży. Czekam tam na Ciebie, niestety pilnują mnie straszliwe crittersy i inne monstra. Weź prowiant i jakiś dobry miecz czy rewolwer. Jeśli uda ci się mnie wyciągnąć z tej wieży.. będziemy razem na zawsze. Tak!
Całuję Księżniczka Z”
Kapitan nagle sobie przypomniał jaką ma misję do spełnienia
・ No tak! Przecież opuściłem sojusz i miałem wyruszyć na misję!
Kapitan wstał i do toalety powędrował. Po ogoleniu brody ubrał się w Pełną Zbroję Płytową, ale zaraz omal się nie przewrócił zrywając sto ton firanek. Zmienił w ustawieniach taktykę – włożył na siebie ultralekkie Hawajskie ciuszki, to zestaw niezwykle odporny na ciosy, z potężną siłą uderzenia i refleksem króla smoków. W końcu wykonano ją z jakiegoś ubitego wielokolorowego nawalonego ziołami smoka. Był to artefakt za 4750 bryłek, zestaw Hawaja sklejony naturalnie na +4
A żeby się dobrze ubijało każdego napotkanego potwora to do pasa przypiął dwa młoty Thora.
Kapitan Bonsai już nic innego nie potrzebował, zresztą nosząc zestaw Hawaja na +4 dawała mu taką niewyobrażalną siłę, że tynk gołymi rękoma mógł rozwalać.
Bonsai otworzył drzwi fortowe, które niechcący wyrwał z zawiasów. Zapomniał, że ma siłę smoka, przez co się zdenerwował i kopnął w nie, aż na księżyc pofrunęły.
Kapitan widząc, że jego wejście na Fort-drax stoi praktycznie otworem, toteż ze swojego sadu i stawu przyniósł gigantyczny właz, którym doskonale zatarasował wejście. Ostatnie kroki skierował po swojego wiernego Mustanga, który zawsze pasał się wolno poza Fort-drax. Nie lubił trzymać zwierząt na smyczy.
・ Sandałek! Sandaaałek! Mój rumaaaczku!
I wyskoczył radośnie piękny i czarny jak smoła Mustang, z ogromną radością dał się podrapać po bródce, dostał też smakowitego i wielgachnego biszkopta, którego ledwie przełknął.
・ Wiesz Sandałek, wyruszamy na poszukiwanie Księżniczki Z.
I cóż... Kapitan Bonsai wlazł na swojego Mustanga Sandała i w świetle księżyca ruszyli.
Noc była chłodna, ale nie za zimna, tak jak lubi nasz bohater. Kapitan dobrze przeanalizował pergamin i ruszyli wedle ich wskazówek, a gwiazdy dodatkowo wskazywały gdzie mniej więcej znajduje się cel tej podróży.
I tak jak na wizji tak i w praktyce się ostało.
Wieża
Księżniczka Z. To taki typ kobiety, nazywamy je Księżniczkami, gdyż swoją urodą, humorem i wiecznym uśmiechem niezwykle przypominają anioły w ludzkiej postaci. Księżniczki są CU-DO-WNE. Można się w nich zakochać bez pamięci.
Ciężko jest zdobyć taką Księżniczkę. Oj ciężko. Zazwyczaj one mieszkają samotnie w wysokich wieżach, przeważnie na 4 piętrze z lewej strony przedsionka. Mieszkają tam, marzą i snują o wybawicielu, który przybędzie na Mustangu i ją stamtąd zabierze. A łatwe to nie jest, oj nie jest.
Albowiem takowa wieża jest strzeżona przez potwory i inne monstra, aby żaden knypek czy inny lichy chłop nie korzystał z piękna natury i tak czystego serca jakie posiadają Księżniczki.
Dostępu do naszej Księżniczki strzeże armia crittersów, a na czele przed wieżą stoi straszliwy zajarany troll zwany Haraczeriel, potwornie niebezpieczny, który już samym gadaniem zabija.
Księżniczka Z siedzi całymi dniami w swej wieży, ciągle rzuca gołębiami, często nie trafiając w wylot okna tylko wali o ścianę, przez co masa ptactwa jest wiecznie w gipsie.
Mimo to Księżniczka Z zawsze jest w pogodnej nadziei, że kiedyś z ów rzucanych gołębi z doczepionym pergaminkiem (o ile po drodze nie zdechnie) dostanie się do jakiegoś Fortu gdzie mieszka jakiś super kowboj.
Księżniczka Z uwielbia prowadzić także gołąbki na smyczy. To jej wieeelka pasja. No i robi domki z kartonu.
Całe dnie w sumie siedzi i myśli jaką kupę kasy zarobi jak stąd wyjdzie, wszystkie domki opchnie! A na zapleczu ma zapas wina i hamburgerów. O tak..
Jej życie przebiega spokojnie, bez stresu, a jej intuicja podpowiada jej, iż lada dzień przyjdzie o nią walczyć jakiś kowboj.
Wyobraża sobie co będzie z nim robić jak już będą razem, on będzie sadził drzewka, a ona sklejać domki i razem wskoczą do basenu gdzie jakiś ich sługa - uszkowaty misiek od rana do rana będzie pompował basen.
Ale na razie... może TYLKO czekać. Czy im się uda? Zobaczymy.
I * Z * widziała, że to było dobre, bardzo dobre
Nastał wieczór i poranek, dzień czwarty
Pustkowie
Poranek, świt. Tocząca się niczym drops kropla rosy po kasztanowych liściach starego dębowego drzewca upierdliwie skapywała wprost na śpiącego Kapitana.
Bonsai tak jak zawsze, spał na swoim Mustangu, jednak kapiąca kropelka wody rozbudziła naszego bohatera.
・ Aaach! Ależ sobie pospałem! Mam nadzieję, że nie pod Sandałem. Chyba całą noc chrapałem. A ile snów miałem! Ciągle rozrabiałem! 1000 crittersów pozabijałem.
Rozciągnął Kapitan ręce na boki, napiął swe żyły, podniósł do góry ręce i ryknął po chwili potężnym ziewnięciem, aż wszystkie ptaki się posrały.
Kapitan pomyślał, że czas rozpalić jakieś ognicho i zaliczyć jakieś wspólne śniadanie ze swym Mustangiem.
Spojrzał na gigantyczne dębowe drzewo pod którym spali, podszedł pod nie, objął je ramionami, ruszył w prawo lewo i zaczął je wyrywać wraz z korzeniami.
Sandałowi aż żuchwa opadła na widok naszego bohatera, który bez wysiłku rwał gigantyczne drzewo.
Kapitan miał siłę smoka, był to czar zaklęty w runach wypisanych w jego pięknej hawajskiej spódnicy.
・ Młoty Thoraaaaa! Łupcie na kawałki!
Krzyknął, po czym w tańcu fruwających drzazg drewno wpadło wprost pod stos. Kapitan przyklęknął obok stosiku drewna i celowo zaczął pstrykać palcami, aż posypało się iskrami.
・ Widzisz Sandał? To się nazywa Tutting, taniec palców. To ze sztuki starożytnego Egiptu. Skupia się głównie na ramionach i dłoniach, ja natomiast opanowałem to tak perfekcyjnie, że palcami wzniecam ogień w każdym miejscu i w każdym czasie.
Mustang słuchając tak swojego pana wyciągnął swoje stopy i rozgrzewał swe podkowy przy ciepłym ogienku. Bonsai w końcu wstał i polazł gdzieś - odcedzić jakieś kartofelki.
Po załatwieniu sprawy w drodze powrotnej znalazł 5kg boczniaków. Zerwał też kilka krzewów mięty, które praktycznie wszędzie tu dziko one rosły.
Sandał przyglądał się i ślinił strasznie na widok przyrządzanego jadła swego pana: rozrywając korę młodych brzóz ściągnął on wodę do rondla i postawił go na prowizorycznym mocowaniu z patyków w celu ogrzania zawartości.
Potem poobdzierał łodygi mięty z ich liści, wyczyścił z brudków i wrzucił do rondelka. Po paru minutach napar był już gotowy.
Przelał do 2 dużych kubków. Potem znów wlał kolejną uncję wody do rondelka, wrzucił porozrywane na mniejsze części boczniaki i czekał, aż się zagotują.
Jak już zaczęły bić mocne bąbelki, a grzyby podskakiwały - śniadanie było już gotowe.
・ No koniku, masz połowę porcji, a tu masz napar. Wcinaj!
・ Mihaha! Uszczęśliwił się koniczek.
・ Na zdrowie mój wierny rumaczku. Musimy dobrze pojeść, czeka nas ciężka przeprawa.
・ Mihaha?
・ Tak, łatwo nie będzie. Otóż to z moich danych wynika, iż zbliżamy się na tereny zielonych moczar, nie bez kitu nazwana "Zieloną Tytoniową Śmiercią"
Panuje tam dziwna aura, tak silnie zadymiona fosforyzująca śmierdząca mgła iż prawie każdy od razu dostaje raka nóg, nie wiadomo, gdzie iść nawet. Wielu tam zmarło
・ Mihaha
・ Nie bój się koniku, my przynajmniej mamy niezawodny GPS - nowoczesny kompas. Zdziwiony? Ja też hehe, widzisz, technika strasznie się zmienia, wczoraj walczyłeś dzidami, a jutro walisz już karabinami.
I tak nasi bohaterowie spakowali się, wór pełny gratów ulokował na grzbiecie Mustanga i ruszyli na "Zieloną Tytoniową Śmierć" ku szczytnej misji wyzwolenia naszej Księżniczki.
Wieża
Ależ tu panuje głucha cisza. Czemu? A no tak... Księżniczka leży nago w swoim wielkim pięknym łożu, śpi jak zabita, w pierwszej ręce trzyma pusty bukłak po winie, a w drugiej pół niedojedzonego hamburgera.
W końcu przez okno wleciał jakiś wróbelek i coś tam zaćwierkał.
Księżniczka wnet się przebudziła i wróbelka szachownicą zdzieliła.
・ Aaach, miałam taki piękny romantyczny sen ach!
Rozmarzyła się księżniczka i po 15 minutach wstała. Założyła papuchy z zielonej ropuchy i ubrała się w piękna białą suknię, założyła diadem i umyła ząbki.
・ Aaach, jaka ja jestem śliczna, aż nie mogę się samej sobie napatrzeć ach och uch!
I tak godzinami Księżniczka wzdychała. Aż w końcu zgłodniała. W trzech podskokach dopadła swój ulubiony hamburger i w kolejnych trzech skierowała się po wielki bukłak wina, finalnie w ostatnich trzech podskokach poleciała z gotowym prowiantem na swoją ulubiona kanapę. Zaczęła kleić następny dom z kartonu.
I tak jej pięknie dzień zleciał. W oczekiwaniu na wybawienie z tej przeklętej wieży, marzyła o zmianie tego miejsca, aby się przeprowadzić gdzieś indziej bo tu za ciasno się zrobiło, nigdzie miejsca już nie było, wszędzie parę kroczków się robiło. Ileż można tak podskakiwać - myślała o tym ciągle, że to już jest irytujące.
cdn..