DeletedUser182
Gość
Gość
- Boże jaka ona była piękna - wymamrotał barman.
- Jak on się nie zamknie to nie ręczę za siebie - wycedził przez zęby szeryf
- Nie dosyć że wychlał ostatnią butelkę Whiskey to jeszcze będzie nam przeszkadzał.
- Eh, lepiej pomyślmy jak odzyskać wóz - rzucił zrezygnowanym głosem krawiec.
O krawcu można było powiedzieć wszystko, jednak na pewno nie to iż stanowił w mieście jakikolwiek organ doradczy, a już na pewno nie zarządczy. Dzisiaj jednak z jego zdaniem liczył się sam burmistrz. Nikt nie posiadał takiej zdolności wytrzaskiwania znikąd butelek Whiskey jak on. Chodzą plotki że jego pierwszymi słowami jakie wypowiedział w wieku półtora roku było właśnie "Whiskey". O beznadziejności sytuacji w mieście i bezradności jej mieszkańców świadczyć miał właśnie fakt poproszenia krawca na naradę, która zwołał burmistrz w saloonie.
- Boże jaka ona była piękna - przerwał panującą ciszę barman.
Szeryf nie wytrzymał. Trzasnął coltem w stół.
- Spokojnie, spokojnie - starał się opanować sytuację burmistrz.
- Nikt więcej nic nie widział ? Może mieszkańcy coś widzieli ?
- Nawet jeżeli widzieli to winią za tą całą sytuację nas i raczej nam nie pomogą. Musimy sami odzyskać skradzione Whiskey. - wyjaśnił szybko Szeryf.
- Widziałeś coś jeszcze? Przypomnij sobie, to bardzo ważne - krzyknął w stronę barmana burmistrz.
- Boże jaka ona była... - nie zdołał dokończyć barman.
- Zostaw go, musisz mieć sprawną rękę. Nie wiadomo kiedy się przyda w obecnej sytuacji - uspokoił ponownie szeryfa burmistrz.
- Słyszałem o podobnej sytuacji. Nie wiem na ile to prawda a na ile opowieści podchmielonych wędrowców. - odezwał się krawiec.
- Mów co słyszałeś - zachęcił szeryf.
- Podobno w okolicy grasuje szajka. Specjalizują się oni w kradzieżach transportów z Whiskey na tak zwaną metodę "Boże jaka ona piękna".
- Boże jaka ona była Piękna - dobiegł cichy głos spod stołu.
- Mają bardzo prosty plan - kontynuował krawiec. Urocza kobieta odwraca uwagę osoby pilnującej wozu z Whisky, zanim jeszcze zostanie on rozładowany a pomocnicy najzwyczajniej w świecie go kradną. Późnij Whiskey jest dostarczana do trzech paserów. Każdy z nich znajduje się w innym mieście. De facto rządzą oni w miastach, więc z upchnięciem towaru nie mają problemu. W razie wpadki jednego z nich, reszta trefnego towaru jest bezpieczna. Dostaw dokonuje osobiście ta urocza kobieta, odpowiedzialna za odwrócenie uwagi. Rozlicza się przy okazji z paserami.
- Eh, to ona musi być pięk... - ugryzł się w język burmistrz - Skoro udaje się tak zawrócić w głowie strażnikowi, że przegapia on odjazd wozu pełnego Whiskey.
- Ta barmańska moczymorda na pewno nic więcej nie mówiła? - upewnił się szeryf.
- Mówił coś, ale to jakieś bzdury chyba - rzucił krawiec.
- Co takiego? - nerwowo zapytał szeryf
- Mówił, że w tej kobiecie było coś bardzo, ale to bardzo dziwnego. Nie chodziło nawet o uwodzicielski strój, ale o to że ten strój do niej kompletnie nie pasował. Jakby nie na nią szyty.
- Eh, to chyba wiele nam nie pomoże, pewnie też kradziony - zasmucił się burmistrz.
- Trzeba będzie wyznaczyć nagrodę za wytropienie tej damy i tych trzech paserów. Musimy odzyskać cały ładunek Whiskey, albo umrzemy z pragnienia. Przecież nie będziemy pić wody jak zwierzęta.
- Wyznaczę 3000$ nagrody za informację o tej szajce - zaproponował burmistrz. W saloonie zapanowała niezręczna cisza. Wszyscy oczekiwali, że może chociaż barman rzuci swoją kwestię i rozładuje napięcie, ale niestety tak się nie stało.
- No dobrze 5000$ nagrody za dostarczenie nazwisk paniusi kierującej akcją i trzech paserów. - rzucił od niechcenia burmistrz.
- Nie rozumiem tylko dlaczego ten tu nic nie zapłaci? W końcu to jego wina. - dodał burmistrz kopiąc leżącego pod stołem barmana. - Jak wytrzeźwieje każemy mu dorzucić coś od siebie do nagrody.
- E, ale on nic nie ma. Jest pusty jak bęben - słusznie zauważył krawiec.
- To już jego problem. - podsumował burmistrz.
- Jak on się nie zamknie to nie ręczę za siebie - wycedził przez zęby szeryf
- Nie dosyć że wychlał ostatnią butelkę Whiskey to jeszcze będzie nam przeszkadzał.
- Eh, lepiej pomyślmy jak odzyskać wóz - rzucił zrezygnowanym głosem krawiec.
O krawcu można było powiedzieć wszystko, jednak na pewno nie to iż stanowił w mieście jakikolwiek organ doradczy, a już na pewno nie zarządczy. Dzisiaj jednak z jego zdaniem liczył się sam burmistrz. Nikt nie posiadał takiej zdolności wytrzaskiwania znikąd butelek Whiskey jak on. Chodzą plotki że jego pierwszymi słowami jakie wypowiedział w wieku półtora roku było właśnie "Whiskey". O beznadziejności sytuacji w mieście i bezradności jej mieszkańców świadczyć miał właśnie fakt poproszenia krawca na naradę, która zwołał burmistrz w saloonie.
- Boże jaka ona była piękna - przerwał panującą ciszę barman.
Szeryf nie wytrzymał. Trzasnął coltem w stół.
- Spokojnie, spokojnie - starał się opanować sytuację burmistrz.
- Nikt więcej nic nie widział ? Może mieszkańcy coś widzieli ?
- Nawet jeżeli widzieli to winią za tą całą sytuację nas i raczej nam nie pomogą. Musimy sami odzyskać skradzione Whiskey. - wyjaśnił szybko Szeryf.
- Widziałeś coś jeszcze? Przypomnij sobie, to bardzo ważne - krzyknął w stronę barmana burmistrz.
- Boże jaka ona była... - nie zdołał dokończyć barman.
- Zostaw go, musisz mieć sprawną rękę. Nie wiadomo kiedy się przyda w obecnej sytuacji - uspokoił ponownie szeryfa burmistrz.
- Słyszałem o podobnej sytuacji. Nie wiem na ile to prawda a na ile opowieści podchmielonych wędrowców. - odezwał się krawiec.
- Mów co słyszałeś - zachęcił szeryf.
- Podobno w okolicy grasuje szajka. Specjalizują się oni w kradzieżach transportów z Whiskey na tak zwaną metodę "Boże jaka ona piękna".
- Boże jaka ona była Piękna - dobiegł cichy głos spod stołu.
- Mają bardzo prosty plan - kontynuował krawiec. Urocza kobieta odwraca uwagę osoby pilnującej wozu z Whisky, zanim jeszcze zostanie on rozładowany a pomocnicy najzwyczajniej w świecie go kradną. Późnij Whiskey jest dostarczana do trzech paserów. Każdy z nich znajduje się w innym mieście. De facto rządzą oni w miastach, więc z upchnięciem towaru nie mają problemu. W razie wpadki jednego z nich, reszta trefnego towaru jest bezpieczna. Dostaw dokonuje osobiście ta urocza kobieta, odpowiedzialna za odwrócenie uwagi. Rozlicza się przy okazji z paserami.
- Eh, to ona musi być pięk... - ugryzł się w język burmistrz - Skoro udaje się tak zawrócić w głowie strażnikowi, że przegapia on odjazd wozu pełnego Whiskey.
- Ta barmańska moczymorda na pewno nic więcej nie mówiła? - upewnił się szeryf.
- Mówił coś, ale to jakieś bzdury chyba - rzucił krawiec.
- Co takiego? - nerwowo zapytał szeryf
- Mówił, że w tej kobiecie było coś bardzo, ale to bardzo dziwnego. Nie chodziło nawet o uwodzicielski strój, ale o to że ten strój do niej kompletnie nie pasował. Jakby nie na nią szyty.
- Eh, to chyba wiele nam nie pomoże, pewnie też kradziony - zasmucił się burmistrz.
- Trzeba będzie wyznaczyć nagrodę za wytropienie tej damy i tych trzech paserów. Musimy odzyskać cały ładunek Whiskey, albo umrzemy z pragnienia. Przecież nie będziemy pić wody jak zwierzęta.
- Wyznaczę 3000$ nagrody za informację o tej szajce - zaproponował burmistrz. W saloonie zapanowała niezręczna cisza. Wszyscy oczekiwali, że może chociaż barman rzuci swoją kwestię i rozładuje napięcie, ale niestety tak się nie stało.
- No dobrze 5000$ nagrody za dostarczenie nazwisk paniusi kierującej akcją i trzech paserów. - rzucił od niechcenia burmistrz.
- Nie rozumiem tylko dlaczego ten tu nic nie zapłaci? W końcu to jego wina. - dodał burmistrz kopiąc leżącego pod stołem barmana. - Jak wytrzeźwieje każemy mu dorzucić coś od siebie do nagrody.
- E, ale on nic nie ma. Jest pusty jak bęben - słusznie zauważył krawiec.
- To już jego problem. - podsumował burmistrz.