Z pamiętnika szereowca Mc Gregora

  • Rozpoczynający wątek DeletedUser27858
  • Data rozpoczęcia
Status
Zamknięty.
Dziecko (niestety nie znalazłem innego określenia...), Krzyżacy zostali napisani ok. 100 lat temu w języku stylizowanym na staropolski, co tu porównywać...
110 lat temu zostali wydani a ukazywali wydarzenia sprzed 620 lat więc nasz polnishe szpresien troche się zmienił. Mic jak zwykle ma rację.


Co do tekstu:

1.Fajnie że dopiero w 3 części się dowiedziałem że chodzi o wojnę secesyjną i że bohaterowie są po stronie Unii.
2.
[...]Wieczorem zaczęło się śpiewanie i tańczenie z dziewczynami z miasta, strzelanie do butelek, radości nie było końca.[...]
Jakby podoficer usłyszał że taka burda to tak by nakopał twojemu Stevenowi że do końca wojny by nie usiadł, i byłby to najgorszy dzień w jego życiu.
3.Ortografia i interpunkcja fatalna. Gdybym ja miał coś wrzucić (a mam pomysł by wrzucić) to bym to pisał i poprawiał aż w tekście nie byłoby ani jednego czerwonego podkreślenia a kropki i kreski na swoim miejscu.
5.
Nie zdolni do jakiejkolwiek pracy przydaliśmy się tylko do noszenia zapasów.
LOL! Niezdolni do pracy a jednak pracują.

@Sholder


Toż

w obecnych czasach mało który żołnierz na polu bitwy ma zegarek, a co dopiero 150 lat temu...

Obecnie każdy żołnierz musi mieć przy sobie zegarek, a podczas wojny secesyjnej większość również je miała. Żołnierze obu stron łupili ludność więc niektórzy mogli mieć takich zegarków po parenaście.


Ogólnie rzecz ujmując: masz dobry pomysł i wielki plus za to że chce ci się to pisać, ale trzeba skupić się na ortografii i stylistyce.
 

DeletedUser

Gość
Gość
@up- oj tam oj tam:p
Ogólnie to opowiadanie jest ciekawe, ale stylistyka i ortografia kuleje... Już nie mówiąc o kulawych dialogach:p
 

DeletedUser27858

Gość
Gość
gdy pisze mam włączone podkreślenie błędów i nic mi się nie wyświetla, ale popracuje nad ortografią.

Napisze kolejną część ale nie wiem kiedy to będzie. Nie mam na razie czasu.
 

DeletedUser27858

Gość
Gość
10 sierpień 1862r.
Po kilku dniach w forcie musieliśmy bardzo szybko go opuścić, rankiem do fortu przybył zwiadowca Jimmy Carter. Facet około 50 lat, był traperem w górach skalistych tuż po wybuchu wojny został zwiadowcom. Znałem go z widzenia. Spotkałem go kilka razy w forcie St. Maria. Przysłał wiadomość że wróg przesuwa się na rozgałęzienie rzeki Missisipi,
a na wzgórzu Green Horse prawdopodobnie czeka na nich pułk kawalerii i oddział artylerii.
Wyruszyliśmy w drogę. Przed nami było najmniej 4 godziny drogi. Zapaliliśmy z Willem papierosa i poszliśmy w drogę. Zagadką było dlaczego oddziały wroga zaczęły wycofywać się na północ. Krążyły plotki, że konfederaci przegrali ważną bitwę na Yellow Tee i stracili dużo ludzi. Przepadły ich 2 główne forty a Unioniści zaczęli ich wypierać ich na południe gdzie znów zostali rozgromieni. Teraz uciekają do Teksasu. Wieczorem byliśmy na miejscu.
Dowódca powiedział Jak chcecie skończyć tę nędzną wojnę i wrócić szybko do domu to weźcie się w garść i rozwalcie tych niedobitków!!! i plotki potwierdziły się po tych słowach kapitana Millera, To są uciekające oddziały konfederatów, jeśli ich pokonamy będziemy bliżej zwycięstwa w wojnie. Bardzo się ucieszyliśmy na te słowa, ale przed nami jeszcze bitwa. Podzielona nas na dwie grupy. Moja grupa miała obejść wzgórze i zaatakować od tyło. Poczekaliśmy do zmroku i poszliśmy. Po kilku minutach skradania widzieliśmy boczne straże konfederatów. Podchodzimy jak najbliżej i szarżą wbiegamy na konfederatów powiedział kapitan. Podeszliśmy na jakieś 200 metrów i z okrzykiem na ustach pobiegliśmy w stronę wroga. Padły pierwsze strzały, kilku naszych padło. Will biegł obok mnie, był ranny w rękę, ale nie pytałem się go o nic nie chciałem go niepokoić. Bo on sam chyba wiedział, że jest ranny. Po długim biegu wpadliśmy do lasu. Padła salwa z armat i złamało się drzewo, które spadło obok mnie przygniatając jednego z naszych. Biegnijcie!!!! krzyczał Miller. Rozpętało się nocne piekło, doszło do walki na bagnety.
Zabiłem kilku ale mnie też ranili w ramię. Upadłem w błoto. Zacząłem strzelać. Był słychać krzyki umierających i rannych. Padały strzały z armat. Ludzie dosłownie latali w powietrzu. Wstałem i biegłem dalej. Naszym zadaniem było zepchnąć konfederatów w dół do rzeki. Zaczęło się nam to udawać. Konfederaci porzucili armaty i zbiegali z wzgórza.
Spotkaliśmy naszą drugą grupę. Konfederaci wpadali do wody. Walka przeistoczyła się w rzeźnię. Konfederaci byli słabo uzbrojeni. Myślałem że zrobią większy pożytek z armat ale stracili dużo pocisków podczas innych bitew. Duża grupa uciekła pod osłoną nocy. Pobiegło za nimi kilku ludzi i... Z lasu wybiegła kompania Konfederatów, naszych rozwalili od razu. Na szczęście mieli tylko szable kilku strzelało z pistoletów. Wygraliśmy to jedno z ostatnich starć. Niestety kilku naszych poległo. Od razu Carter wyruszył poinformować Generałów o zwycięstwie. Will był pokaleczony, ja z resztą też. Miałem ranne ramię, ale to nic. Rozpaliliśmy ognisko i cieszyliśmy się z wygranej.
Mam nadzieje, że to już koniec tej wojny.
Oby do jutro zobaczymy co dalej
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

DeletedUser11649

Gość
Gość
10 sierpień 1896r.
Po kilku dniach w forcie musieliśmy bardzo szybko go opuścić, rankiem do fortu przybył zwiadowca Jimmy Carter. Facet około 50 lat, był traperem w górach skalistych tuż po wybuchu wojny został zwiadowcom. Znałem go z widzenia. Spotkałem go kilka razy w forcie St. Maria. Przysłał wiadomość że wróg przesuwa się na rozgałęzienie rzeki Missisipi,
a na wzgórzu Green Horse prawdopodobnie czeka na nich pułk kawalerii i oddział artylerii.
Wyruszyliśmy w drogę. Przed nami było najmniej 4 godziny drogi. Zapaliliśmy z Willem papierosa i poszliśmy w drogę. Zagadką było dlaczego oddziały wroga zaczęły wycofywać się na północ. Krążyły plotki, że konfederaci przegrali ważną bitwę na Yellow Tee i stracili dużo ludzi. Przepadły ich 2 główne forty a Unioniści zaczęli ich wypierać ich na południe gdzie znów zostali rozgromieni. Teraz uciekają do Teksasu. Wieczorem byliśmy na miejscu.
Dowódca powiedział Jak chcecie skończyć tę nędzną wojnę i wrócić szybko do domu to weźcie się w garść i rozwalcie tych niedobitków!!! i plotki potwierdziły się po tych słowach kapitana Millera, To są uciekające oddziały konfederatów, jeśli ich pokonamy będziemy bliżej zwycięstwa w wojnie. Bardzo się ucieszyliśmy na te słowa, ale przed nami jeszcze bitwa. Podzielona nas na dwie grupy. Moja grupa miała obejść wzgórze i zaatakować od tyło. Poczekaliśmy do zmroku i poszliśmy. Po kilku minutach skradania widzieliśmy boczne straże konfederatów. Podchodzimy jak najbliżej i szarżą wbiegamy na konfederatów powiedział kapitan. Podeszliśmy na jakieś 200 metrów i z okrzykiem na ustach pobiegliśmy w stronę wroga. Padły pierwsze strzały, kilku naszych padło. Will biegł obok mnie, był ranny w rękę, ale nie pytałem się go o nic nie chciałem go niepokoić. Bo on sam chyba wiedział, że jest ranny. Po długim biegu wpadliśmy do lasu. Padła salwa z armat i złamało się drzewo, które spadło obok mnie przygniatając jednego z naszych. Biegnijcie!!!! krzyczał Miller. Rozpętało się nocne piekło, doszło do walki na bagnety.
Zabiłem kilku ale mnie też ranili w ramię. Upadłem w błoto. Zacząłem strzelać. Był słychać krzyki umierających i rannych. Padały strzały z armat. Ludzie dosłownie latali w powietrzu. Wstałem i biegłem dalej. Naszym zadaniem było zepchnąć konfederatów w dół do rzeki. Zaczęło się nam to udawać. Konfederaci porzucili armaty i zbiegali z wzgórza.
Spotkaliśmy naszą drugą grupę. Konfederaci wpadali do wody. Walka przeistoczyła się w rzeźnię. Konfederaci byli słabo uzbrojeni. Myślałem że zrobią większy pożytek z armat ale stracili dużo pocisków podczas innych bitew. Duża grupa uciekła pod osłoną nocy. Pobiegło za nimi kilku ludzi i... Z lasu wybiegła kompania Konfederatów, naszych rozwalili od razu. Na szczęście mieli tylko szable kilku strzelało z pistoletów. Wygraliśmy to jedno z ostatnich starć. Niestety kilku naszych poległo. Od razu Carter wyruszył poinformować Generałów o zwycięstwie. Will był pokaleczony, ja z resztą też. Miałem ranne ramię, ale to nic. Rozpaliliśmy ognisko i cieszyliśmy się z wygranej.
Mam nadzieje, że to już koniec tej wojny.
Oby do jutro zobaczymy co dalej

Kilka stylistycznych,ortografów.Mam wrażenie ,że mówi się Uniści ,a nie Unioniści,ale to może tylko moje wrażenie.Ogólnie niebo lepiej,ale potrzeba jeszcze "tego czegoś"
 

DeletedUser27858

Gość
Gość
dzięki za rady i poparcie:)

myślałem co napisać dalej i jak ułożyć zdania.

a tak szczerze to pisałem to w pośpiechu:)

Teraz myślę nad "tym czymś" chce aby moi czytelnicy wciągnęli się w lekturę:)
 
Pozwolę sobie najpierw wytknąć trochę błędów;)


Oby do jutra.


Zwiadowcą!

wiadomość że

Gdzie przecinek?

zaczęli ich wypierać ich

Dwa razy "ich".

Podzielona nas na dwie grupy.

Podzielono nas na dwie grupy.


Od tyłu.

ale nie pytałem się go o nic nie chciałem go niepokoić.

Po raz kolejny interpunkcja.

Był słychać

Było słychać.

Myślałem że

Przecinek...

naszych rozwalili od razu
Niestety kilku naszych poległo

Polegli wszyscy, czy kilku?


Zresztą.

Poza tymi błędami opowiadanie ciekawe, miło się czytało.
 

DeletedUser27858

Gość
Gość
11 sierpień 1862r.
Po ostatniej wygranej i wieściach o nadchodzącym końcu wojny byliśmy zmotywowani do tego aby ruszyć dalej, aby wygrać wojnę.
Niestety nie mogliśmy iść od razu. Czekaliśmy do południa na dostawę, żywności i amunicji.
Po zaopatrzeniu się w niezbędny ekwipunek wyruszyliśmy w stronę Texasu. Nasze zadanie było proste szukać ostatnich oddziałów Konfederatów, złapać ich lub zabić.
Po kilku godzinach marszu dotarliśmy do małego miasteczka. Przetrzepcie każdy budynek, musimy ich znaleźć rzekł nasz dowódca. Poszedłem z Willem do pobliskiej stodoły.
Otworzyłem powoli drzwi, które głośno zaskrzypiały. Mieliśmy broń gotową do strzału. Powoli przeszukiwałem wzrokiem budynek. Nikogo nie było, tak przynajmniej myślałem... wbiłem bagnet w siano, ktoś krzyknął wyskoczyło na mnie dwóch konfederatów, Will zdzielił jednego kolbą, ja uderzyłem drugiego. Wyprowadziliśmy ich na dwór. Chłopcy też mieli kilku. Związaliśmy ich, a kapitan posłał dwóch ludzi do najbliższego punktu zbiórki jeńców. My poszliśmy dalej. Byłem trochę zły na to, że inni są na froncie a my włóczymy się po kraju szukając schowanych konfederatów, ale z drugiej strony były też plusy. Na froncie są większe szanse, że zginę na końcu wojny, a to było by głupie. Z resztą to już nie taki front jak na początku strzelanie do ludzi słabo uzbrojonych, wychudzonych i ledwo żywych przypomina trochę egzekucje, a nie walkę w słusznej sprawie.
Wieczór poszliśmy dalej, w lesie znowu złapaliśmy dwóch konfederatów.
W tym samym miejscu rozbiliśmy obóz, usiadłem z chłopakami przy ognisku.
Po kilku minutach na koniu przyjechał do nas posłaniec ze sztabu Macie się udać do Waszyngtonu.
Jutro pójdziemy dalej. Może będzie to ostatni dzień wojny???.
[/I]


NANOSZE POPRAWKE WSZYSTKIE WYDARZENIA TO 1865R
 

DeletedUser

Gość
Gość
Narracja kuleje. Błędy są dalej, w stylu "na dostawę, żywności i amunicji" no lol. Napisz zaopatrzenie, a z przecinkiem zrób to, co powinno być zrobione z polskim rządem i PZPN.
Po ostatniej wygranej i wieściach o nadchodzącym końcu wojny byliśmy zmotywowani do tego aby ruszyć dalej, aby wygrać wojnę.
lol, nie lepiej aby pokonać konfederatów?
 

DeletedUser27858

Gość
Gość
25 sierpień 1865r.
Dotarliśmy do Waszyngtonu, Jechaliśmy na wozach. Było już pewne wojna się skończyła, każdy snuł jakieś plany co zrobi gdy wróci do domu.
Wjechaliśmy na duży plac, zeszliśmy z wozów, ustawiono nas w szeregach. Musieliśmy oddać broń, mundury pozwolono nam zachować. Później do sztabu armii z jakimiś kwitkami, no i do domu. Późnym wieczorem byliśmy wolni. Każdy otrzymał ostatni żołd i tyle mojej służby w armii. Nie wiem co robić, kraj świeżo po wojnie, sytuacja polityczna i gospodarcza nie stabilna, jestem dziesiątki kilometrów od domu. Wiem jedno wracam do rodziny, do mojego miasteczka a później zobaczę. Pójdę razem z Willem w końcu jesteśmy z tej samej miejscowości. Jestem z siebie dumny, walczyłem za kraj, kilka razy byłem ranny, może dostanę jakiś order, udało mi się ujść z życiem, wracam do domu!!!.





I to już koniec przygód Mc Gregora na wojnie, mam nadzieje że wam się podobało.

Będe się starał napisać drugą serie losów szeregowca, ale już po wojnie.
 
Status
Zamknięty.
Do góry