Z pamiętnika szereowca Mc Gregora

  • Rozpoczynający wątek DeletedUser27858
  • Data rozpoczęcia
Status
Zamknięty.

DeletedUser25442

Gość
Gość
Lekki problem z ortografią widzę :gwizd:
Ale dobry pomysł i fajna historyjka :I:
 

DeletedUser27858

Gość
Gość
4 Sierpień 1862r.
Kolejny dzień na pograniczu. Dzisiaj nie obudzili nas konfederaci lecz kojoty, które podeszły bardzo blisko i zaczęły strasznie wyć. Oczywiście postraszyliśmy je strzałami z broni.
Dzień zaczął się jak zwykle. Wcześnie rano, porcją kaszy i kawą bez cukru.
Około południa konfederaci zaatakowali, za wszelką cenę chcieli przełamać granicę.
Padły pierwsze strzały. Konfederaci byli bardzo blisko, Zacząłem strzelać, konfederaci padali jak muchy. Znowu włączyła się we mnie dziwna maszynka do zabijania. Nie miałem litości, nie myślałem o niczym, oby tylko trafić.
Nagle mój kompan został trafiony Padł na ziemię miał otwarte oczy a z ust ciekła mu krew. Podbiegł do mnie Will chodź nie pomożesz mu Steven!! Chwyciłem za broń i ledwo wstałem z ziemi gdy poczułem ból w ramieniu, spojrzałem na nie. Trafili mnie.
Usiadłem na ziemi. Myślałem że zginę, podbiegł do mnie Will Steven!!!, Steven!!Krzyczał. Chwycił mnie zaciągnął w bezpieczne miejsce. Założył mi opatrunek i kazał czekać. Widziałem jak konfederaci wbiegają do okopów. Zaczęła się walka na bagnety. Widziałem jak jeden z konfederatów wbił bagnet w szyje jednego z moich kompanów. Byłem zły, nic nie mogłem zrobić. Ból stawał się coraz silniejszy myślałem, że zemdleje.
Walka trwała już około godziny gdy przybiegł do mnie Will nic ci nie jest??? zapytał, nie, odparłem. Nagle coś wybuchło Will Uderzył ba ścianę a mi na nogi spadła belka. Przez okopy przebiegł potężny podmuch wywracając wszystkich. Ziemia przede mną uniosła się do góry i opadła. Konfederaci zrobili podkop i naładowali go dynamitem. Konfederaci wbiegli do okopów. Nie mieli do kogo strzelać bo już nie żyli. Nagle Sytuacja się zmieniła na pomoc przyszła nam inna kompania, która poszatkowała konfederatów. Przybiegł do nas jeden z sierżantów, nic wam nie jest zapytał nie odpowiedział Will. Towarzysze wyprowadzili nas z zawalonego okopu. Udzielono mi pomocy. Ból był uciążliwy. Jednak było coś gorszego. Widok po bitwie. Było strasznie, wszędzie byli martwi. Na ziemi leżał mój dowódca. Wybuch zdarł z niego mundur. Było słychać jęki rannych. Sanitariuszu pomagali komu mogli. Wieczorem pochowano zabitych. Mnie i Willa zaprowadzono do namiotu na tyłach okopów gdzie udzielono nam fachowej pomocy. W pewnym momencie do namiotu wszedł młody człowiek, Popatrzył na mnie i zawołał Steven?? co ty tu robisz??
Był to mój kolega z dzieciństwa w wieku 16 lat wyjechał uczyć się. Minęło 5 lat od naszego rozstania. Rozmawialiśmy całą noc. Thomas żalił mi się mówił, że konfederaci wymordowali mu rodzinę. Łzy ciekły mu po policzku. Rozmową nie było końca.

Był to bardzo ciężki dzień. Było strasznie bałem się o swoje życie, ale myśl o mojej rodzinie dodała mi otuchy.
 

DeletedUser

Gość
Gość
Skąs masz ty masz takie pomysły napisz ksiązkę bo to akurat jest bardzo ciekawe
naprawde Congratulations za pomysł
czekam na kolejna część chyba będzie :p

pozdro
:mel:
 

DeletedUser

Gość
Gość
Około południa konfederaci zaatakowali, za wszelką cenę chcieli przełamać granicę.
Padły pierwsze strzały. Konfederaci byli bardzo blisko, Zacząłem strzelać, konfederaci padali jak muchy.

Znowu zbyt często pojawia się jeden wyraz...

Widziałem jak jeden z konfederatów wbił bagnet w szyje jednego z moich kompanów.

Znowu powtórka... Jeden - jednego...
Ogarnij ilość wyrazów 'Konfederat'.. Zbyt dużo razy napisałeś to słowo.

Rozmową nie było końca.
RozmowOM!

Kolejne błędy stylistyczne i gramatyczne...
Ale fajnie się czyta, muszę przyznać. Dość ciekawie napisane, ale do poziomu pisarzy, którzy wydają książki dużo Ci brakuje :p
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

DeletedUser

Gość
Gość
Wyłapałem też jeden błąd rzeczowy - otóż konfederaci raczej nie krzywdzili niewinnych ludzi, to była jak już "domena" unii - w końcu taktyka spalonej ziemi itd. Chyba, że ten kumpel był czarny - a nie mógł być, bo zrobiłbyś kolejny błąd rzeczowy.
 

DeletedUser

Gość
Gość
Kiedy kolejne opowiadanie
bo ja i tak nie mam co czytac to chociaż to
 

DeletedUser11649

Gość
Gość
"Kolejny dzień na pograniczu. Dzisiaj nie obudzili nas konfederaci lecz kojoty, które podeszły bardzo blisko i zaczęły strasznie wyć. Oczywiście postraszyliśmy je strzałami z broni."


Dokonałem dzieła defekacji,oczywiście posprzątałem po sobie


Po co to?Związku z fabułą nie ma,wzmianka mogła by być w dalszych częściach typu "Byliśmy zmęczeni jak psy,nie mieliśmy szans z wypoczętymi Konfederatami"
"Był to mój kolega z dzieciństwa w wieku 16 lat wyjechał uczyć się. " Zamienił bym miejscami się z uczyć


W kilku miejscach błędy tj. Brak zmiany czcionki oznaczającej dialog(Tu radzę od myślnika)


"Był to bardzo ciężki dzień. Było strasznie bałem się o swoje życie, ale myśl o mojej rodzinie dodała mi otuchy. " Ni stąd ni zowąd pojawia się wątek rodzinny ,zupełnie pominięty(?) w poprzednich wpisach,popracuj nad tym
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

DeletedUser27858

Gość
Gość
6 sierpień 1862r.
Rana boli mnie już mniej i mogę strzelać. Około południa zaczęło padać, w błocie po kostki tkwiliśmy w okopach czekając na wroga. Zbliżała się godzina 14.00 gdy z lasu padła salwa z armat. Mieliśmy szczęście, bo pociski spadły kilka metrów przed nami, ale i tak siła wybuchu wyrzuciła nas nas kilka metrów w tył. Pozbierałem się i zacząłem strzelać.
Nie wygojona ręka zaczęła boleć. Padły strzały padaliśmy jak muchy. Padł rozkazodwrót, wycofujemy się!!! Wszyscy zaczęli uciekać do lasu. Gdy dobiegliśmy do lasu, zajęliśmy pozycje i zaczęliśmy strzelać do konfederatów, ale i tak nie mieliśmy szans. Nagle pocisk armatni trafił w drzewo, które złamało się i przygniotło młodego chłopaka. Nie miał szans przeżyć, krew wyciekła mu z ust. Pobiegliśmy dalej. Zgubiliśmy konfederatów. Gdy dobiegliśmy do miasteczka. Dowódca. Kazał ukryć ludzi. Kilku żołnierzy wyprowadziło ich do lasu. Jeden facet nie chciał wyjść z domu i zaczął strzelać. sierżant strzelił mu w rękę i facet upuścił broń. Pobiegł z krzykiem za pozostałymi mieszkańcami. Zajęliśmy pozycje w mieście, czekając na konfederatów. Pobiegłem z Willem na wieżę kościoła. Mieliśmy dobry widok na okolicę. Will krzyknął idą!!! Z za wzgórza wyjechała kompania kawalerii. Dowódca krzyknął z dołu Ognia!!! zaczęliśmy strzelać. Konfederaci byli zaskoczeni. Nie mieli się gdzie schować. Wjechali do miasta strzelając gdzie popadnie. Nie mieli szans, byli na otwartym terenie, wybiliśmy ich co do jednego. Po walce zakopaliśmy ich w lesie w grobie, który kopaliśmy chyba z 2 godziny.
Wieczorem weszliśmy do saloonu aby napić się whisky. Wiedzieliśmy, że konfederaci jeszcze tu przybędą. Dowódca kazał zmieniać się na warcie w wieży kościoła co 1 godzinę. Poszedłem jako pierwszy. Paląc papierosa usiadłem na ziemi i wpatrywałem się w zachód słońca. Był to kolejny dzień, w którym udało mi się przeżyć. Ręka zaczęła boleć, ale lepsze to niż śmierć.
 

DeletedUser

Gość
Gość
Żołnierze unii grzebiący Konfederatów? Tosz to niemożliwe... ale mniejsza z tym.
ZZA!
Niewygojona. Przymiotniki z "nie" piszemy łącznie
Zbliżała się godzina 14.00
w obecnych czasach mało który żołnierz na polu bitwy ma zegarek, a co dopiero 150 lat temu...
Mieliśmy szczęście, bo pociski spadły kilka metrów przed nami, ale i tak siła wybuchu wyrzuciła nas nas kilka metrów w tył.
nie, nie, nie. Za często powtarzasz kilka wyrazów w jednym zdaniu(np. Pociski spadły bardzo blisko nas. Odrzuciło nas kilka metrów do tyłu). No i 2x Nas:D
Błędów jest więcej, ale nie chce mi się ich wymieniać:p Przede wszystkim, wyeliminuj te zdarzające się najczęściej, bo wejdą Ci w skórę i cały czas będziesz tak pisał...
 

DeletedUser11649

Gość
Gość
Błędów stylistycznych jak zwykle sporo,ale już o wiele lepiej.

Kule armatnie nie wybuchały,były one kulą żeliwa,która się odbijała(Chyba,że szrapnele lub kartacze),więc o sile wybuchu nie ma mowy(Jeśli uderzyła w skład amunicji,prochu lub coś w ten deseń to chylę czoło)
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

DeletedUser

Gość
Gość
Kiedy kolejne opowiadanie
bo ja i tak nie mam co czytac to chociaż to

Tak się zastanawiam może tez napiszę kilka 'listów' w innym temacie. Oczywiście daleeeko odbiegających od tematu Tw czyli II Wojny Światowej i zagonów pancernych ;) Jestem ciekaw czy pomysł znalazłby poparcie.
 

DeletedUser27858

Gość
Gość
napisz z przyjemnością przeczytam. Interesuje mnie II wojna.
 

DeletedUser27858

Gość
Gość
7 Sierpień 1862r
Siedziałem na krześle przed saloonem gdy do miasta wjechała kawaleria Unii. Podszedł do nas dowódca i powiedziałMacie się udać do najbliższego miasta Bonanza, Dostaniecie tam broń i nowe mundury, bo w tych wyglądacie jak szczury po deszczowej nocy. Macie tu być jeszcze dziś w nocy!!!. Bardzo się ucieszyłem do miasta dotarliśmy jeszcze przed południem Steven to jest raj, patrz ile mają wódki w saloonie rzekł do mnie Will. Chłopcy od razu wiedzieli co robić. Naszym celem nie stały się nowe mundury lecz... whisky!!!. Ludzie trochę dziwnie na nas patrzyli. Byliśmy brudni i poszarpani, no ale jak ma wyglądać żołnierz, który od początku wojny chodzi w tych samych łachach i myje się raz na miesiąc w rzece jeśli taką spotka. Od razu wpadliśmy do saloonu, mieliśmy szczęście bo prawie dostaliśmy żołd i starczyło nam aby się napić. Schlaliśmy się jak świnie. Ja byłem jeszcze trochę trzeźwy, ale niektórzy przesadzili. Nikt nie stronił od whisky. Will wyszedł z saloonu na czworakach i zarzygał schody. To dopiero był początek zabawy. Wieczorem zaczęło się śpiewanie i tańczenie z dziewczynami z miasta, strzelanie do butelek, radości nie było końca. Jeden z kompanów gdy chciał wyjść potknął się i złamał nos. W środku nocy szliśmy przez miasto chwiejnym krokiem ze śpiewem na ustach. Ludzie byli oburzeni.
Przyznaję, że od początku wojny był to mój najlepszy dzień.

8 Sierpień 1862r.
Obudziliśmy się w jakiejś stodole. Miałem potwornego kaca nie wiedziałem jakim cudem znaleźliśmy się w stodole. Wszyscy słodko spali lekko pochrapując gdy do stodoły wpadł Dowódca. Wy obdartusy!!! co wy robicie!!! szuka was chyba cała armia.
Wszyscy się obudzili na ten krzyk. Trzeba przyznać, że niektórzy jeszcze nie wytrzeźwieli.
Sierżant szedł trochę nie pewnie. Dowódca rzucił nam mundurami w pod nogi. Ubierać się i jazda. A wy sierżancie zostajecie zdegradowani do szeregowca!!! wykrzyczał.
Pomaszerowaliśmy do fortu Fillips. Wieczór byliśmy na miejscu. Nie zdolni do jakiejkolwiek pracy przydaliśmy się tylko do noszenia zapasów. Spędzimy w tym forcie przynajmniej tydzień.

Ależ to był dzień.:)
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

DeletedUser

Gość
Gość
Podszedł do nas dowódca i powiedziałMacie się udać do najbliższego miasta Bonanza, Dostaniecie tam broń i nowe mundury, bo w tych wyglądacie jak szczury po deszczowej nocy.
tylko oddziel powiedział;Macie
 

DeletedUser

Gość
Gość
Jej... stylistyka i interpunkcja leży.
Poza tym słowa układają się w zdania, z których niewiele wynika.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
Status
Zamknięty.
Do góry