4 Sierpień 1862r.
Kolejny dzień na pograniczu. Dzisiaj nie obudzili nas konfederaci lecz kojoty, które podeszły bardzo blisko i zaczęły strasznie wyć. Oczywiście postraszyliśmy je strzałami z broni.
Dzień zaczął się jak zwykle. Wcześnie rano, porcją kaszy i kawą bez cukru.
Około południa konfederaci zaatakowali, za wszelką cenę chcieli przełamać granicę.
Padły pierwsze strzały. Konfederaci byli bardzo blisko, Zacząłem strzelać, konfederaci padali jak muchy. Znowu włączyła się we mnie dziwna maszynka do zabijania. Nie miałem litości, nie myślałem o niczym, oby tylko trafić.
Nagle mój kompan został trafiony Padł na ziemię miał otwarte oczy a z ust ciekła mu krew. Podbiegł do mnie Will
chodź nie pomożesz mu Steven!! Chwyciłem za broń i ledwo wstałem z ziemi gdy poczułem ból w ramieniu, spojrzałem na nie. Trafili mnie.
Usiadłem na ziemi. Myślałem że zginę, podbiegł do mnie Will
Steven, Steven!!Krzyczał. Chwycił mnie zaciągnął w bezpieczne miejsce. Założył mi opatrunek i kazał czekać. Widziałem jak konfederaci wbiegają do okopów. Zaczęła się walka na bagnety. Widziałem jak jeden z konfederatów wbił bagnet w szyje jednego z moich kompanów. Byłem zły, nic nie mogłem zrobić. Ból stawał się coraz silniejszy myślałem, że zemdleje.
Walka trwała już około godziny gdy przybiegł do mnie Will nic ci nie jest
zapytał, nie, odparłem. Nagle coś wybuchło Will Uderzył ba ścianę a mi na nogi spadła belka. Przez okopy przebiegł potężny podmuch wywracając wszystkich. Ziemia przede mną uniosła się do góry i opadła. Konfederaci zrobili podkop i naładowali go dynamitem. Konfederaci wbiegli do okopów. Nie mieli do kogo strzelać bo już nie żyli. Nagle Sytuacja się zmieniła na pomoc przyszła nam inna kompania, która poszatkowała konfederatów. Przybiegł do nas jeden z sierżantów, nic wam nie jest zapytał nie odpowiedział Will. Towarzysze wyprowadzili nas z zawalonego okopu. Udzielono mi pomocy. Ból był uciążliwy. Jednak było coś gorszego. Widok po bitwie. Było strasznie, wszędzie byli martwi. Na ziemi leżał mój dowódca. Wybuch zdarł z niego mundur. Było słychać jęki rannych. Sanitariuszu pomagali komu mogli. Wieczorem pochowano zabitych. Mnie i Willa zaprowadzono do namiotu na tyłach okopów gdzie udzielono nam fachowej pomocy. W pewnym momencie do namiotu wszedł młody człowiek, Popatrzył na mnie i zawołał Steven?? co ty tu robisz??
Był to mój kolega z dzieciństwa w wieku 16 lat wyjechał uczyć się. Minęło 5 lat od naszego rozstania. Rozmawialiśmy całą noc. Thomas żalił mi się mówił, że konfederaci wymordowali mu rodzinę. Łzy ciekły mu po policzku. Rozmową nie było końca.
Był to bardzo ciężki dzień. Było strasznie bałem się o swoje życie, ale myśl o mojej rodzinie dodała mi otuchy.