Czteroręki.Bandyta kontra Jednooka Żmija Weronika
Rozdział 1
Część 1
Wódka i wspomnienia.
Przyszłość, która nastąpi
Czteroręki z butelką, zatacza się w ciemnym zaułku miasta Yuma. Niegdyś dumne miasto zawadiaków, zostało spacyfikowane przez niezwyciężonego kowboja. Mistrz w alkoholowym letargu, osuwa się przy ścianie. Wracają wspomnienia, przeżywa na nowo swój przyjazd do miasta Yuma...
Przeszłość, która zdeterminuje przyszłość.
Gnając na czarnym koniu w pelerynie niczym Zorro, mistrz zbliża się do osady pojedynkowej. Strzela w powietrze i krzyczy:
- Howdy Ho ! Oto jestem, skorpiony ziemne (oddaje strzał do skorpiona)
Krachunowi zwykle opanowanemu trzęsą się nogi. Żona vampirkosowa pociesza go, próbując dodać otuchy. Madyros, przemawia bez ogródek:
- Dziś zmierzymy się z najwspanialszym kowbojem dzikiego zachodu, Czterorękim...
(nastała grobowa cisza)
- Nie będę ukrywał, że nasze szanse są znikome. Do naszego miasta zmierza tygrys Czteroręki, który...
Krachun mu przerwał i rzekł:
- to nie tygrys... to potwór, bestia, istota z piekła rodem, zrodzona z czeluści piekielnej. Jego szybkość, jego precyzja jest nadludzka. Walczyłem z nim, poległem jak małe dziecko... (zaczyna płakać)
Madyros:
- nie możemy się poddawać, mamy przewagę liczebną... musimy próbować to zatrzymać jak najdłużej. Profesor Etrielnow, potrzebuje czasu na przetransportowani broni X w bezpieczne miejsce. Nie walczymy o zwycięstwo. Walczymy o zyskanie czasu. Broń X, nie jest jeszcze gotowa do walki. Jej umiejętności po przeszczepie implantów są imponujące. Szybko, precyzja, siła... tworzą z niej nadczłowieka, który fizycznie, nie ma sobie równych. Jednak potrzeba czasu, treningu mentalnego, który sprawi, że wszystko zacznie funkcjonować jak w szwajcarskim zegarku.
Krachun:
- już się zbliża... bądźcie gotowi do walki (smarka w chustę do nosa)
Tuman kurzy i wrzask niczym burza piaskowa, zbliżał się do skazanego na pożarcie miasta Yuma. Czarna peleryna, czarny koń, czarny szal, czarna maska, czarny kapelusz... wyłoniły się z wichury. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem... (przeładowanie) raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem (czternastu zawadiaków pada z krzykiem na ziemie)
Czteroręki zsiada z konia. Oddaje potrzebę fizjologiczną na środku miasta. W końcu mówi:
- nie zabiłem was, gdyż jestem miłościwy. Hahahaahaha. To miasto należy do mnie, będę tu bawił i ucztował za wasze złoto. Hahahaah.
Krzyczy na cały głos:
- wyłaźcie tchórze i opatrzcie ich rany ! Przynieście też wódkę, dużo wódki i cygara, dużo cygar. Trochę tu zabawię !