Początek gry na normalu. Od razu idę do drzewek. Mam wooda, craftuję pół EQ najpierw na planksy, potem na crafting table, potem z niego drewniane kilofy. Zaczynam kopać w dół mniej więcej. Dokopuję się do kamienia, mam cobblestona. Jest noc, wiadomo, początek gry - brak jeszcze domku, kładę chesta, do chesta to, co do tej pory wydobyłem, czyli w znacznej większości dirt i gravel, chodzą pierwsze zombie, skeletony, deadają mnie, zacząłem kopać blisko spawnu, więc nie płaczę. Dedam jeszcze z 10 razy, moby zaczynają się palić. Fajnie. Zabieram użyteczne eq z chesta z powrotem, z cobblestona robię miecze kamienne. To dopiero 2 dzień, początek gry. Mieczami idę polować na krowy i świnie. Mam jakieś 15 raw porkchopów i dwa razy mniej skór, idę szybko do chesta, po drodze ubijam dwie owce i mam wełnę na łóżko. Zdobycze kryję w cheście, craftuję imitację niepełnego uzbrojenia, śpię w nowym łożku, moby nic mi nie robią. Dzień 3. Z cobblestona dalej robię narzędzia, tym razem kilofy. Idę wydobywać cobblestona dalej, może natrafię na węgiel na pochodnie do dalszego kopania, bo nie będę marnował drewna na spalenie go. Natrafiam na węgiel. Nie chcąc stracić go przez jaskiniowe moby idę do chesta. Chest za mały na cobblestona i jedno pole węgla. Wywalam węgiel na ziemię i craftuję większego chesta dołączając zwykłego do starego. Wkładam około 10 węgli do większego chesta. Robi się ciemno. Śpię. Dzień 4. Z cobblestona buduję ściany domku. Zacząłem mniej więcej w takim dosyć stromym zagłębieniu obok którego zacząłem kopać, więc wystarczy tylko niemalże przykryć dach. Buduję także parę drzwi. Mam ziemiankę. Resztę dnia spędzam na kopaniu i ubijaniu kilku jaskiniowych agresorów, po czym wracam i śpię. Dzień 5. Poszerzam domek do kopalni, upiększam go na styl art déco. W domku jest ściana z gravela. Craftuję łopatę. Rozwalam gravela, on się ciągnie zaś w dół. Pod nim jest dziura, słyszę w niej głuche echo szkieletów. Wychodzę na powierzchnie, bo wooda brakuje. Zbieram drewno aż do nocy, po czym idę ukryć dobytek w większości do chesta i spać. Niestety, spóźniam się i zaczepiają mnie pająki z którymi cudem zwyciężam. Dzięki nim mam stringa. Ze stringów (...) i kijów buduję łuk, strzały robię z piór uzbieranych między wierszami, kijów oraz flintów z gravela. Dzień 6. Idę zabijać krowy nowym łukiem, mam całe 20 skór. Cały dzień je tłukłem, idę spać przy okazji craftując w końcu imitację pełnej zbroi. Dzień 7. Idę do dziury odkrytej pod gravelem. Roi się w niej od szkieletów i zombie. Zabijam je wszystkie jak Chuck Norris, niestety w przeciwieństwie do niego zostaję ranny. Zjadam cooked porkchopy które sobie wcześniej smeltłem. Jaskinia jest spora. Widać mgłę. Stawiam pełno pochodni, wydobywam okazjonalne węgle. Tworzę nowego chesta. Kładę istotne rzeczy zostawiając sobie około 256 planksów i trochę pozyskanej okazjonalnie wełny. Idę w stronę mgły. Widzę trzy rozgałęzienia jaskini. Od tej chwili przestaję liczyć dni. Idę jak zwykle w prawo. Po godzinie strachu i zabijania agresywnych mobów, a także użerania się z wodą i wydobywaniu tym razem nie tylko węgla, ale także irona wracam przez 15 minut do chesta. Tworzę crafting tabla i furnaca, smeltuję iron ignoty, jest ich około 8, tworzę dwa miecze, jednego kilofa oraz łopatę. Idę lewym rozgałęzieniem. To samo, co wcześniej, tylko 3 godziny. Do tego dochodzi niewielka ilość lawy i złoto. Złoto bez redstona jest mi niepotrzebne. Przez godzinę wracam do chesta, ponieważ to rozgałęzienie ma parę mniejszych rozgałęzień. Craftuję eq, trochę zbroi z żelaza i zadowolony idę środkowym rozgałęzieniem. Odkąd zacząłem grać na normalu nie wyszedłem ze środkowego rozgałęzienia na tym save (w sumie na nim przegrałem jakiś miesiąc w "środkowym rozgałęzieniu"). Poza jednym, jedynym razem. Z inventorem pełnym złota, redstona, mossy cobblestona, smaczków takich jak zielony winyl, i diamentów idę przed siebie gdy zauważam diamond ora. Cieszę się. Jest go sporo, bo jakieś 5-6 bloków na oko. Niszczę pierwszy i odruchowo idę zebrać diament... który już nie istniał... spalił się... w lawie. Też do niej wpadłem. Okazało się to być morzem lawy bez ani jednej stonowej wyspy. Żrąc jak opętany cooked porchopy nie udało mi się przeżyć. Od tej chwili w MC tylko buduję na peacefulu.